pomimo grudnia trwa listopad i co dania wcześniej robi się ciemno, jadę bezsensownie na drugi koniec miasta, potem idę przez las, w półmroku i jedyne, co czuję na pewno, to tylko to, że jest nieodwracalnie zimno, że mnie jest zimno, do szpiku kości i jeszcze dalej, czasami jest jednak śnieg, tylko trochę - jak dziś - i może jak zazwyczaj jestem sentymentalna, ale nadal uważam, że ozdabia mi to świat, że go łagodzi, idę więc przez te płatki do dziewczynki, która mieszka w takim niepojęcie mrocznym domu, jest to jeden z takich domów, że gdy wchodzisz tam, to niby wszystko jest ok, niby jest ładnie, ale po pięciu minutach tego gęstego mroku masz ochotę iść i szybko powiesić się na pobliskim strychu, przytłaczająca atmosfera jak zwykle w kilka chwil osiada na mnie, wpełza mi pod skórę, pod ubranie, marznę jeszcze bardziej, ale potem mogę już uciec, mogę wyjść. znowu jest śnieg, trochę śniegu ratującego świat od brzydoty i bylejakości, tym razem idę przez noc, kołyszę się przez tę noc w autobusie wyjętym z rzeczywistości, do tego jeszcze jakaś szkolna Wigilia, pyszne pierogi, średni barszcz, kilka słów, i znowu śnieg, i dom, wreszcie mój dom z kotami, psem, Małą Mi, dom wykrojony ze świata pełnego ciemności i śniegu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz