w domu zaległa totalna cisza po nocy, podczas której mimo szczelnego zwinięcia się w kłębek zupełnie nie mogłam spać i w tej nieprzeniknionej ciszy, która trwała ponad pół dnia czytałam klasyczną realistyczną powieść Jamesa, chciałam ją przeczytać od czasu, gdy wiele lat temu widziałam film A. Holland o tym samym tytule, bo ta historia mnie wtedy rzeczywiście jakoś oczarowała.... i teraz też... czasami nie ma jak odrobina solidnej, realistycznej narracji, świetny portret przeciętnej dziewczyny, która okazała się nieprzeciętna...; "Dom na placu Waszyngtona" - ładna rzecz, ładna powieść, choć bolesna przecież, choć jednak pełna smutku, mimo to pomogła mi się otrzepać; przeczytałam, odłożyłam i postanowiłam, że świat musi ruszyć z miejsca, tym razem przy wydatnej pomocy bułeczek cynamonowych, zupy tajskiej oraz cierpliwości i życzliwości, które niekiedy mogą wiele zdziałać, i na które niekiedy mnie nadal stać
Henry James "Dom na placu Waszyngtona" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz