oczywiście nie dało się powrotu do Gaimana uniknąć, wydanie kiepskie i szarość papieru wypalała mi oczy, ale i tak dałam się porwać temu rasowemu urban fantasy i muszę powiedzieć, że dawno żadna książka nie rozpaliła tak mojej wyobraźni, bo w międzyczasie wertowałam Internet, szukając ekranizacji oraz rysunkowych wyobrażeń bohaterów, których jak się okazało niezwykle często odtwarzano w rożnych stylistykach; cała opowieść mnie urzekła, sam ten pomysł, że można utkwić w szczelinach rzeczywistości, być, a zarazem zniknąć i funkcjonować w innym świecie, który przenika rzeczywistość, przerasta ją..... no jako idea samo to mnie pochłonęło i przekonało - tak samo zresztą, jak "Ocean na końcu drogi"; poza tym jak na debiut powieściowy jest to piekielnie dobrze napisane, nie idealnie..., ale bardzo sprawnie, dynamicznie, no i na poziomie konstrukcji świata przedstawionego ta powieść to przemyślana, nieprzypadkowa całość, "Nigdziebądź" jest generalnie wspaniale pomyślane, do tego zaludnione pełnokrwistymi postaciami, które są więcej niż niejednoznaczne, trudne i chropowate, z dialogami pełnymi grozy, ironii i czarnego humoru, ale też po prostu tętniącymi życiem i emocjami postaci, nie mogę nie podziwiać wyobraźni, która utkała tę powieściową rzeczywistość, i jakoś jestem wdzięczna, że mnie w nią wrzucono bez zbędnych, łopatologicznych i żmudnych wyjaśnień "co jest co", "kto jest kim" itp., u Gaimana świat po prostu jest, istnieje, a czytelnik, tak jak i główny bohater, który do niego trafia musi sobie z nim radzić, jak umie lub może sobie z nim nie radzić, co też jest opcją; przeleciałam przez "Niegdziebądź" jakbym biegła i chyba faktycznie biegłam
Neil Gaiman "Nigdziebądź" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz