wracałam do domu i no tak... po prostu trochę smutna byłam, jakaś odrealniona i rzeczywistość mi się rozkleiła, bo jakaś tęsknota, bo jakaś jesienna nostalgia, trochę chłodno, mocno osobno, szłam po liściach, po kasztanach, po opustoszałych ulicach, tak właśnie zaczął mi się październik, od słodko-gorzkich pożegnań, od pewnej mimowolnej niechęci, z którą myślę o tym miesiącu teoretycznie złotej polskiej jesieni, nie obchodzi mnie przecież to złoto, zauważam jedyne w swoim rodzaju piękno świeżych kasztanów, robię im zdjęcia jak co roku, ale mnie to nie obchodzi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz