wspólnymi siłami zrobiliśmy coś takiego, było przepyszne i obżarłam się jak dzik, rykoszetem pojawiły się też bułeczki cynamonowe i kremowa zupa z porów, domowy dzień konsumowania i rozszalałego domatorstwa, mała Mi rytualnie w pidżamie, błogość..., a potem jeszcze boski dekłas u Sowy, i spacer, i do kina.... i tak to ja mogę egzystować...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz