pierwotnie chciałam napisać "każdy ma takiego pasożyta, na jakiego zasługuje", ale mimo wszystko wydało mi się to okrutne i być może nawet niesprawiedliwe, więc przekształciłam tę myśl w coś, z czym mogę zgodzić się bardziej, z czym bardziej mi się współbrzmi, i może mogłabym napisać teraz o tym, co widzę, o związkach opartych na pasożytnictwie, o relacjach koleżeńskich i zawodowych, które też miewają taki charakter, w końcu sama bywam i bywałam w takie uwikłana, i to nie zawsze na pozycji wyzyskiwanego dawcy dóbr, no pewnie, że nie, nie chodzi jednak o oryginalność czy nieszablonowość takich sytuacji, bo są one zwykle nieoryginalne i typowe, może raczej myślę o powszechności, o tym, że pasożytnictwo bywa nieuniknione, że polaryzacja między altruizmem i egoizmem, nie zawsze jest klarowna i w oczywisty sposób nie zawsze jest zła lub dobra, czasami wszystkim jest dobrze - w pewien pokrętny albo nawet oczywisty sposób - w układach, które z boku wydają się wyzyskiem, czasami jest tylko wygodniej i to wszystkim, całkiem wszystkim, czasami zaledwie łatwiej, czasami nawet bezpieczniej, czasami to tylko kompatybilne nerwice i tak musi być, kiedyś chyba się przeciwko temu buntowałam i miałam chęć czy nawet arogancką pewność, że trzeba naprawiać, teraz wiem, że niekiedy nie powinno się nic nikomu naprawiać, że niemal zawsze, o ile tylko wszystko działa i nie leje się za mocno krew, to nie warto i może nawet nie wolno nic ruszać, tym bardziej wtrącać się, no chyba że krew się jednak leje, chyba że to mnie samej dotyczy, subiektywizm wszystko zmienia, wszystko jest inaczej, kiedy to rzecz prywatna, ale wówczas ma się inne kompetencje, wówczas to kwestia woli, wyboru, własnej skóry...
[kiedyś owinął mnie bluszcz, drapieżny i zaduszający, i trwaliśmy tak długo, dość długo, by prawie niezauważalnie wrósł we mnie, by mnie strawił i prawie całkiem przestałam być sobą, a zostałam tylko jego punktem podparcia, i było tak aż do chwili, gdy nie byłam w stanie go unieść]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz