ostatni raz byłam w mojej starej klasie, nadal ciężko mi na to patrzeć, czas mija, a nasze przenosiny do innego budynku i wszelkie te bezmyślne zmiany, na które narażono nauczycieli, uczniów i naszą "trudną" szkołę, okazują się coraz bardziej bezpodstawne i niepotrzebne, po prostu ktoś miał taki kaprys lub jakieś inne odleglejsze cele, w które pewnie nie warto wnikać, nasz budynek, który podobno tak bardzo był potrzebny potężniejszej ważnej placówce, aby mogła się z kolejnymi sukcesami rozwijać, teraz przechodzi w ręce... nauczycieli katechezy..., nawet mi się tego nie chce roztrząsać, choć nie powiem, rzuciłam kilka siarczystych przekleństw, kiedy się o tym dowiedziałam, tymczasem parę absolutnie ostatnich spojrzeń na stare ściany i na kawał mojego życia, który w nie wsiąkł, ciągle nie wiem, czy to wszystko, cały ten wysiłek, zaangażowanie miały jakiś sens w ogólnym rozrachunku, patrzę na dłonie moich uczniów odbite na ścianach, już wkrótce ktoś je zamaluje, patrzę na podpisy, pamiątki, wiedząc ze ślad po nich za kilka dni nie zostanie i jest mi tego wszystkiego szczerze żal, to koniec pewnego rozdziału, który zresztą zmierzał ku temu momentowi od dość dawna, ale co to zmienia? szkoda, że tak, że w taki sposób, że tak nieładnie to się odbyło i odbywa
Moja karykatura, oczywiście ;) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz