dzień przeciekł mi przez palce, biegałam, kupowałam, gotowałam nawet, wczoraj za to spotkałam się z moimi ulubionymi ludźmi, co jak zawsze było świetne i dało mi wiele pozytywnej energii, pomimo tego, że dowiedziałam się o kolejnym świństewku, które ktoś komuś za plecami wykonał w pracy i na które przykro patrzeć, zwłaszcza jak się wie o kulisach świństewka więcej niż inni... przykra sprawa w sumie, o której nie warto wspominać, były też żarty, było piwo i jak zawsze morze frytek, i gadanie o zwierzętach, o ludziach, drobne złośliwości, cały ten przyjemny sztafaż w oparach oczywistej sympatii, spotkanie takie jak zawsze z tymi co zawsze - świetna rzecz; a z nowości... po wielu wahaniach kupiłam sobie nowe okulary, trochę za drogie zwłaszcza teraz, gdy sytuacja zawodowa niepewna, ale starych nie dało się już nosić i uznałam, że zasłużyłam na nowe i piękne, nie mogę się do nich przyzwyczaić, ale no piękne są i ładnie mi w nich, i mam z ich powodu poczucie, że zdarzyły mi się urodziny w sierpniu lub Boże Narodzenie i jakieś takie radosne oczekiwanie mi towarzyszy, a nawet jakaś wstydliwa radość, bo ciągle łapię się na tym, że miłe i dobre mam te wakacje, że ciągle rozlewają mi się słońcem po kościach i często czuje się jakbym dostała bez powodu nagrodę, która niemalże wydaje mi się nadmierna, a często także niezasłużona, bo przecież to tylko ja, mam całkiem fajne życie, niewiele powodów do narzekań, ale te wakacje to coś więcej, i jutro też będzie fajny dzień, wszystko o tym świadczy, wszystko na to wskazuje, mimowolnie myślę... gdzie jest haczyk?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz