|
Heban, resztki z uczty bogów.... |
dziś było bardziej festiwalowo, sporo występów, sporo ludzi, a w międzyczasie Heban i najlepsza czekolada na świecie (diamentowa, a co...), aby energetyczny wysiłek wyrównać... a po południu no cóż... chyba jednak festiwale wykańczają, a może jestem zapyziałym domatorem? - obiadek (Carbonara bez boczku... da się... szynka szwarcwaldzka też daje radę), drzemka (no w końcu są wakacje, więc czemu nie?!), wieczorny film ("Deadpool"... przedziwny autoironiczny film Marvella, o którym nie wiem, co myśleć), lody karmelowe oczywiście (słony karmel to bezapelacyjnie król tego lata, tak jak cydr jest jego królową); na marginesie Buskera trwa więc sobie nasze pozorne, małe, ale pięknie zwykłe i dobre codzienne życie, i wiem na pewno, że to był dobry dzień, pełen niespieszności i bycia, dzień, który warto docenić, zapamiętać, przechować
|
Matthias Goed, Nowa Zelandia |
|
Chisha, Japonia |
|
Umami Dancetheare, Francja/Hiszpania |
|
Zaktakular, Nowa Zelandia |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz