poniedziałek, 28 sierpnia 2017

o czym myślę, kiedy robię ciasto czekoladowe


wszyscy lubią czekoladę, więc, aby dogodzić wszystkim popełniłam ciasto czekoladowe, podejrzanie łatwo poszło, dwie i pół tabliczki czekolady pochłonęło to ciasto, wypełniając dom czekoladowymi zapachami, a ja tymczasem błądziłam myślami gdzieś indziej, przez większość czasu miałam takie miękkie i ciepłe myśli, jakbym rzeczywiście była prawdziwą domową kurką, która biega w fartuszku, oblizuje place i cięgle coś pichci, przyznam, że nawet to naprawdę polubiłam w te wakacje, po latach zmagań z samą sobą i własnymi przeświadczeniami, polubiłam kuchenną alchemię, nie żeby po całości, ale trochę tak, tak się nie wiedzieć kiedy stało, i dziś nawet Mała Mi zażądała w przyszłości ciasta z białą czekoladą, Marta zażądała jakiegokolwiek ciasta wkrótce, inni konsumenci tylko chwalili, i to było fajne, to było miłe, a mi się w to wkradał smutek jakiś, smutek bezpańskiego psa, który bawi się w dom, któremu się to nagle podoba i który instynktownie zastanawia się tuż pod najtajniejszymi pokładami swojej sierści, co go spotka za tę utratę czujności i niefrasobliwe bycie kurą, wszak zwykle w takich razach coś go spotykało, i wiem, że to po prostu umierają mi te wakacje i czuję to, choć odganiam, wypachniłam dziś dom czekoladą, żeby nie czuć zapachu końca wakacji, żeby mi się słony żal nie przelewał po języku, bo jeszcze się cieszę słońcem, sierpniem, całym tym światłem, którego pełne były te wakacje i tylko niekiedy szumi mi za uchem smutek i strata, i obawa, tak, właśnie tak - obawa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz