no to zaczyna się listopad, wilgotnie przytłaczający szarością i pustką, nie lubię tego czasu, w pracy zawsze nawał wszystkiego, do tego ciemność, totalna ciemność i krótkie dni, plucha, nieprzyjemna zimna mokrość, ale przede wszystkim mało światła, mało czasu, mało energii; mam taką koncepcję, że w tym roku ocali mnie bieganie, zwyczajnie nie widzę chwilowo innego źródła endorfin, zatem dziś było tak, że ludzie jechali na cmentarze z chryzantemami i zniczami, a ja do lasu truchtałam pobiegać, a w lesie pięknie, bo nadal kolory i generalnie ładnie było, i pusto;
a to wszystko tylko dlatego, że w kościach trzeszczy mi już listopad, ale udaję, że nie, że go nie ma
tradycyjnie nie odchodzę Dnia Zmarłych, myślę, że ich to nie obchodzi, a mnie jakoś zwykle przygnębia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz