poniedziałek, 21 listopada 2016

grudnik w listopadzie


jak to zwykle w moim domu kwiatkom się to i owo myli (ku radości mieszkańców, z kotami włącznie, pies ma to w sumie głęboko gdzieś), zatem i dziś mój najładniejszy grudnik (thor - taka odmiana, jak tu nie lubić?) zakwitł jak szalony, pewnie jest to banał jakiś, ale kwitnące kwiaty zawsze napawają mnie nieusprawiedliwionym optymizmem, co ma swoją wagę zwłaszcza w listopadzie, kiedy za oknem marazm, próżnia, nicość, szarość i ogólnie paskudztwo, piję trzecią kawę i gapię się na ten grudnik, kątem oka zawadzam o stertę naczyń, która oczywiście nie umyje się sama, ale do której ogarnięcia jeszcze nie mam mocy, bywa, jestem w końcu kiepską panią domu i godzę się z tym, a tymczasem jednak ten grudnik... biały i kwitnie jak porąbany, fajnie, widać staję się minimalistką i to mi czasami wystarcza, dziś wystarcza w zupełności; a przecież za oknem świat oszalał i martwi mnie ten świat ostatnio, a jeszcze bardziej martwi mnie to, że nie ma się chyba jak ani gdzie przed jego szaleństwem uchylić, no i dlatego także ten grudnik musi wystarczać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz