zegarki poprzestawiane, nadciąga listopad i szaro-bura plucha, to chyba ostatnie takie dni, że trochę jeszcze słońca, trochę złota, a pomimo tego jakoś jest mi dziś smutno i przyciężko, rozglądam się i nie poznaję ostatnio swojego otoczenia, wszystko się pozmieniało, a nagromadzone zmiany potrafią zachwiać nawet moi balansem, zwłaszcza że to nie zawsze jest na lepsze przecież;
tymczasem ku bezdennej radości psa i dyskretnie wyrażanemu zadowoleniu kotów nie byłam dziś w pracy, tylko dziergałam sobie pracowe rzeczy w domu, szkoda, że świat wysyłał do mnie solidne porcje stresujących roszczeń, z perspektywy domu mogę to udźwignąć, jakoś, ale mimo wszystko żałuję, że nie mogę pewnych spraw i ludzi zwyczajnie powycinać z mojego życia, niekiedy się nie da, nie mam takich nożyczek, mimo wszystko poniedziałek w domu to miła rzecz i jeszcze... szłam trochę przez park, a tam całkiem ładnie, więc nadal jest w porządku, nadal u sumie jest ok
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz