w bezzasadny sposób wzruszają mnie porzucone rękawiczki, pewnie tylko dlatego, że zwykle nie doczekują się odnalezienia, i oto kolejny sezon z rzędu zaczynam je widywać, zrobiło się zimno i ludzie kompulsywnie gubią rękawiczki, inni wieszają je na płotach, krzakach, bo może jednak, jeszcze, może ktoś wróci, zauważy, odnajdzie zgubę, a przecie prawie nigdy tak nie jest, jaka piękna tragedia, naprawdę, jaka strata, dla ludzi oczywiście żadna lub niewielka, dla rękawiczki, która traci i parę, i ciepłe dłonie - ogromna, takie unieważnienie, z rękawiczki robi się śmieć; kiedy byłam mała nosiłam rękawiczki na sznurku, żeby właśnie nie gubić, nie znosiłam tego, przeszkadzał mi ten sznurek jak cholera, ale babcia i mama były nieprzejednane, i w sumie teraz nie wiem, czy kiedykolwiek zgubiłam rękawiczkę, nie pamiętam tego, wszystko przez tamten sznurek... a przecież bez sensu, rękawiczki powinny być bez sznurka, narażone w każdej chwili na stracenie i nicość, i chyba nawet mogłabym zrobić z tego jakaś banalną, bezlitosną metaforę ludzkiego losu, kliszę klisz, ale nie mam motywacji, bo naprawdę chodzi tylko o to, że mnie rzeczywiście wzruszają te zagubione rękawiczki mijane czasami i jeszcze chodzi o tamten sznurek i już, i nic więcej
Ciekawe..Też zwracam uwagę na zagubione rękawiczki, ostatnio jedna przykuła moją uwagę, malutka, jak czerwony listek na drzewie. Anka
OdpowiedzUsuń