no nie bierze mnie ten Małecki aż tak jak niektórych... najlepszą jego powieścią pozostaje dla mnie "Dygot", a i do niego miałam drobne "ale", muszę jednak powiedzieć, że "Ślady" zaczynają się genialnie, pierwszy najbardziej metafizyczny epizod jest po prostu znakomity - świat i ludzie życie z perspektywy nieumierającego pierwiastka śmierci, spodziewałam się, że dalej będzie w ten deseń, że ten pomysł, ta myśl, wizja rzeczywistości poprowadzi mnie przez całą powieść, ale potem ten metafizyczny fundament, który mógł być potężnym szkieletem dla całości znika, by pojawić się dopiero w ostatnim opowiadaniu, i może to jest jakaś umyślna klamra, a może po prostu strata i niewykorzystany potencjał? "Ślady" to seria opowiadań o ludziach, układają się one w mozaikę, której bohaterowie czasami się o siebie ocierają, poprzez losy, więzy pokrewieństwa, zasłyszenia, czasami po postu zamieszkują ten sam rejon i znają tych samych ludzi, w sumie są to tragiczne żywoty, zdewastowane, przemielone przez wydarzenia, zaprzepaszczone szanse czy zwykły pech, i to są niezłe historie, choć.... nierówne, bo na przykład ta o wioskowym włóczędze Chwaściorze - genialna (psychologicznie także), "Wizyta" - jak z mrocznego fantasy czy "Olo" albo "Reszka" (świetny pomysł kompozycyjny oparty na serio retrospekcji, które trudno jednoznacznie nazwać retrospekcjami, bo są raczej skokami w czasie) to piękne obyczajowe obrazy, "Droga" też mi się podobała pomimo całego tragicznego ładunku, a może własnie dzięki niemu była bardzo przekonująca i prawdziwa, ale są też historie niedopowiedziane, o niepełnej psychologii, jak "Senność", "Dom" czy "Cisza", do tego kilka takich, które się rozpływają, nie zapadają w pamieć, bo brak im wyrazistości, ale i to ok, w końcu czasami być może jest to kwestia czytelniczego gustu, może portret narysowany w kilku grubych, ale wyraźnych krechach też jest czymś, co może się podobać, co daje urozmaicanie lub buduje tło dla innych opowieści; bardziej przeszkadza mi brak spójności w tym cyklu jako całości, jest mocna klamra spinająca początek i koniec, ale wnętrze się rozpada na mnóstwo świetnych pomysłów, które do siebie nie dość przystają, są one maźnięte po wierzchu, niedopisane, niedopracowane nie same w sobie, ale jako pewna całość, jakby ich brzegi od siebie odstawały, i to, co miało być kalejdoskopem, co mogło przypominać w konstrukcji i wizji świata "Dracha" Twardocha rozpadło się w toku książki na nierówno skrojone strzępy, i owszem - jest to napisane dobrze, ale nie wybitnie, niby ten zamysł jest świetny, ale realizacja gdzieś okulała na płaszczyźnie pisarskiego (kompozycyjnego) warsztatu, jest za tymi historiami piękna twórcza wyobraźnia, ale nadal nie dość precyzyjnie przelała się na papier - dla mnie Małecki to ciągle pisarz z wielkim potencjałem, który nie umie do tego potencjału do końca dorosnąć na płaszczyźnie techniki i cierpliwego wypracowania pewnego efektu, ciągle jest prawie jak Twardoch, prawie jak Orbitowski, ciągle przypomina mi Carrolla - dobry, wart uwagi, ale mógłby być wybitny, a ciągle nie jest...
Jakub Małecki 'Ślady" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz