pomimo zniechęcającego tytułu baaardzo liczyłam na inteligentną komedię w stylu "Wieczoru gier" i choć wybrałam się bez entuzjazmu, bo nastroje mam jakieś średnie i dziewczyny wybrały film, który budził moje wątpliwości, to przyznam uczciwie, że sama tam polazłam, sama się zgodziłam i sama jestem sobie winna.... no nie było to dobre... w sumie drażnił mnie i trywialny humor i irytujące "problemy" rodziców, i amerykański sznyt, który w kinie komercyjnym sprowadza się do szufladkowania i sztampy, a można to było zrobić lepiej, mogło to być dowcipne kino inicjacyjne o dorastaniu, nawet funkcje dydaktyczne by tu się nienachalnie przemyciło, ale tymczasem.... durne żarty... kilka razy zarechotałam w początkowych scenach, nie przeczę, ale im dalej w fabułę, tym częściej miałam poczucie, że mózg mi skwierczy, a granice dobrego smaku zostały daaaleko przekroczone; do tego skretyniali rodzice w filmie, którzy robią wszystko, by zapobiec utracie dziewictwa przez córki podczas maturalnego balu, mnie jako pedagoga i nawet jako matkę irytowali.... dobrze, że chodzę do tego kina w środę z przyczyn probabskich i towarzyskich, bo rzeczywiście byłby to czas więcej niż stracony
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz