i oto nadszedł dzień, w którym powieść Pilcha mnie nie porywa... i nawet nie chce mi się za bardzo szukać przyczyn, to oczywiście nie jest zła książka - jak zawsze trochę beletrystki, trochę eseju, rozważania jak z pogranicza osobistego dziennika i felietonu, formuła, w której Pilch jest świetny i rozpoznawalny, ale... po prostu Pilch pisywał lepiej, pamiętam zachwyt opowiadaniami z tomu "Moje pierwsze samobójstwo" czy powieścią "Inne rozkosze", "Pod mocnym aniołem" i "Spisem cudzołożnic" , o! albo "Miastem utrapienia" - to było świetne, budziło mój podziw, miało tę kąśliwą, przenikliwą inteligencję tętniącą w każdym zdaniu, miało też spójność, pomimo gatunkowej niejednorodności całości, w tutaj.....sama nie wiem, bo jest artysta, jest obserwator świata, jest ironista, który samego siebie nie oszczędza, jakaś miłość, jakaś młoda, oryginalna kobieta - Pralina Pralinowicz (świetna postać zresztą, a wstawione w powieść opowiadanie jej autorstwa to ciekawy manewr i dobry literacki żart zarazem), jest sztuka, erotyka, niejednoznaczności, rozbieżność emocji i relacji, jest piękne gawędziarstwo, ale... wszystko to już było, i było jakoś lepiej, i choć nadal cenię inteligencję i ironiczny puls, który stoi za tymi słowami, wyczekiwałam końca, bo mnie to nierzadko nużyło, niby to samo postmodernistyczne pisanie, ale rozpad fabuły większy, powieść jest mocno podoba do "Zuza albo czas oddalenia", ale mniej spójna, co dało mi poczucie, że jest jakby tematycznie i kompozycyjnie wtórna wobec tamtej powieści..., nie bez znaczenia były też drobne literówki i usterki, mało, ale były... się ktoś nie postarał, a w stopce dwóch korektorów...., no i Wydawnictwo Literackie - no wstyd trochę; nie żałuję, że przeczytałam, ale.... brak mi tego podziwu, który miałam przy innych utworach, nadal patrzących na mnie z książkowej półki, zatem: "Portret młodej wenecjanki" - nowy Pilch, dobry, ale bez zachwycenia
|
Jerzy Pilch "Portret młodej wenecjanki" |
|
Jerzy Pilch "Portret młodej wenecjanki" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz