popełniłam właśnie powieść sensacyjną, chociaż to nie jest ten typ literatury, który mnie porywa i który preferuję, ale polecono mi ją, dano pod nos... to czytałam, powieść okazała się całkiem dobra, sprawnie napisana, ma kilka drobnych warsztatowych smaczków, graficznie wybite wtrącenia, niewielkie, ale istotne retrospekcje, opowieści skryte w opowieściach, wyliczenia w stylu "Amelii", poszarpane monologi wewnętrzne przecinające dynamikę akcji, a nawet odwołania do Frischa, elementy bushido (sic!), jakiś Szekspir... zatem jest też w tej powieści pewna niebanalna i sensownie wpleciona w całość intertekstualność, jakże rzadka w literaturze tego typu, intelektualnie było to dość satysfakcjonujące, bardzo podobały mi się również świetnie zbudowane postaci epizodyczne, co prawda większość z nich źle kończy, ale to, że są obudowane, wykreowane osobno, że czytelnik może je "poznać" sprawia, że nie przechodzą niezauważone, że ich losy znaczą, a nie są bezsensowną papką zapełniającą tło czy mięsem armatnim przywołanym tylko dla sensacyjnego sztafażu; za to psychologia i motywacja kluczowej postaci negatywnej - nawet z perspektywy całości - nie do końca mnie przekonuje, uważam je za przekombinowane i mało prawdopodobne życiowo, choć jako całość koncepcja tej postaci (wyrafinowany intelektualnie i fizycznie prawie niezniszczalny zbrodniarz z traumatycznym dzieciństwem w tle, ścigający kobietę, która zabrała mu wyidealizowane wyobrażanie o miłości) ma swój urok, sentymentalny i emocjonalny, ale jednak ma; pewien dysonans wprowadza też to, że powieść, która ma wartkość sensacji i niemałe zacięcie psychologiczne (przez powiedzmy trzy czwarte całości) kończy się jak familijny obyczajowiec czy nawet w pewnym sensie romans, jest w tym jakaś niekonsekwencja w budowaniu temperatury emocjonalnej opowieści oraz struktury całej fabuły, no i trochę z ironią patrzyłam na to, że wszyscy ważniejsi bohaterowie (a zwłaszcza bohaterka główna) są posągowi, wybitni, utalentowani, niezwykli, ponadprzeciętni, piękni, inteligentni, wrażliwi, nieludzko sprawni, idealiści w dodatku, no i trochę w sumie nadludzie - była w tym pewna gruba przesada pachnąca komercyjnym kinem o superbohaterach; jednakowoż.... "Raz na zawsze" to dobre czytadło, wciągające, mimo swego rodzaju przewidywalności (bo autor za dużo sugeruje po drodze, by nie domyślić się docelowych intencji prowadzenia postaci i akcji, w efekcie finał był mocny i dynamiczny, ale nie zaskakujący), przyzwoicie napisane od strony warsztatu, wakacyjna literatura niezłego sortu...
|
"Raz na zawsze" Andreas Pfluger" |
|
"Raz na zawsze" Andreas Pfluger" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz