zabrałam moje dzieciaki na "Ostatnią rodzinę", na ich własna prośbę, co jest oczywiście budujące, że chcieli, że sami na to wpadli, żeby iść, obejrzeć; film rzeczywiście jest brutalnie mocny i faktycznie dobry, mądrze wykonany, bardzo rzetelny i uczciwy, i nie ma się co tu dalej rozpisywać, trzeba zobaczyć, warto zobaczyć, myślę sobie jednak, że przez ten film Beksińscy stają się mroczną legendą i może to jest dobrze, może tak ma być, rzecz w tym, że legendy odklejają się od świata i łatwo zapomnieć, że to byli prawdziwi ludzie, prawdziwe życie, dlatego oglądam też dziś prawdziwego Beksę w wywiadzie, żeby pamiętać, że to było naprawdę, że niekoniecznie go lubiłam, choć podziwiałam przecież wtedy, a dziś to taka tragiczna postać, taki mit prawie, Beksińscy... zorientowałam się nagle, że żyję w czasach, w których ludzie pamiętani przez mnie jako realni towarzysze codzienności stają się legendą, i może to właśnie jest starość lub znak pośpiechu, w którym zapętlił się nasz świat, a może to tylko podskórna tęsknota współczesności za pięknymi opowieściami, za mitami właśnie, które coś by znaczyły w świecie zatartych znaczeń i chybotliwych wartości? nie wiem oczywiście; widziałam film i porównuję z oryginałem, zerkam i przeskakuję, choć wiem, że koniec końców legenda zawsze pokona wreszcie rzeczywistość, a zarazem ją trochę unieważni, spłyci, bo jak jesteś mitem, to trochę jesteś nieprawdziwy, jak bajkowa postać, i cały twój ból, całe cierpienie jest tragicznie piękne, nawet jeśli nie było takim wcale, a zarazem wydaje się kreacją, pewną rolą, a przecież to było naprawdę.... ciekawe, co by o tym powiedzieli Beksińscy, ojciec, syn... każdy z osobna, jak bardzo by ich to zaskoczyło, ciekawe najbardziej, co powiedziałaby Zofia Beksińska, to jest coś niemożliwego, co faktycznie chciałabym wiedzieć
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz