Dzieci to rodzina, mężczyznę zawsze możesz zmienić.
******
Dziś jest rocznica pewnego wydarzenia... rocznica rozstania uwiecznionego dokumentem sądowym, zwyczajnie mówiąc po prostu rocznica rozwodu, który kilka lat temu mi się wydarzył i który do dziś dnia uważam za słuszną decyzję. Oczywiście nie jestem z tego dumna, była to spektakularna klęska, moja porażka, moja wina, moja słabość, niewątpliwa, wielka i niosąca liczne rykoszety i przykre konsekwencje, z drugiej strony czasami małżeństwo też bywa błędem, który nie jest tak do końca nie do naprawienia, starałam się więc (jak by to źle w tym kontekście nie brzmiało) naprawić i patrząc z perspektywy czasu.... wierzę, że (z braku dobrych rozwiązań) było to najlepsze złe rozwiązanie, jakie było wówczas dostępne.
Może wyjdzie, że jestem nieuprzejmy – wybacz, oczywiście nie chodzi mi o to – ale dlaczego uważasz, że rozwód to klęska, porażka i tak dalej? Przecież uważasz, że to słuszna decyzja, a wcześniej spędziliście zapewne kilka(naście) pięknych lat. Dla mnie wygrałaś na obu frontach.
OdpowiedzUsuńŚciskam! Ray
to przemiłe, że tak uważasz, serio, tylko widzisz, nie takie były założenia, nie tak się z eksem umawialiśmy, miało być długo i szczęśliwie, a było mówiąc oględnie tak sobie, a jak coś się nie udaje, to nie udaje się obojgu, więc jest to klęska, chociażby klęska pewnych nadziei, jest to porażka, bo złamaliśmy dane sobie słowo, obietnicę, rozbiliśmy nasz dom, a kiedy patrzę na dymiące zgliszcza, to nie mogę nie myśleć, że coś tu mocno poszło nie tak, z drugiej strony było to wszystko konieczne i takie porażki muszą się czasem zdarzać, czy to ostatecznie takie straszne ponieść klęskę? grunt to wyjść z niej (jak by to paradoksalnie nie brzmiało) zwycięsko, czyli w jednym kawałku, co chyba się nam udało
OdpowiedzUsuńodściskuję
K.