Czytając Magdalenę Tulli, myślałam mimowolnie o wszystkich niewypowiedzianych sekretach mojej rodziny, podobno każdy z nich krąży gdzieś we mnie, podobno jest to gdzieś wdrukowane, nawet nie wiem, gdzie i nie wiem, czy ma to sens, ale przecież trochę mnie to przekonuje, troszeczkę. Moja babcia miała 4 braci, najstarszy zginął na wojnie, reszta po prostu nie wróciła do domu, nie znam ich imion, nigdy się o nich nie mówiło; ojciec mojego ojca umarł tuż przed moim urodzeniem, nad jego dzieciństwem ciąży jakaś smętna tajemnica, jakaś niemiłość, jakaś macocha, jakaś czarna rozpacz potem, ale i tak, przecież to nie mężczyźni są tu najważniejsi, mało wiem zwłaszcza o babkach, prababkach, ciotkach, nie rozumiem, skąd cały ten gniew i żal, który zawsze gdzieś tam w nich buzował i nie wiem, czy to by cokolwiek zmieniło, ale może byłoby inaczej, może łatwiej rozmieć siebie przez pryzmat tamtej, cudzej przeszłości, jej śladów i odcisków, jeśli one są, jeśli rzeczywiście się mogą zdarzać.
Poza tym wszystkim "Szum" to ciekawa powieść, jakoś mnie to wchłonęło, takie obrazowanie utkane z na wpół dziecięcej, na wpół w pełni dojrzał wyobraźni. Może rzeczywiście cały ten zgiełk, ten hałas, to tylko taki szum, taka mgła, może tak... Pomysł, żeby do zmarłych dzwonić na ich stare numery z książki telefonicznej - przerażający i niesamowity, nie zdobyłabym się na to.
Magdalena Tulli "Szum" |
Magdalena Tulli "Szum" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz