kiedy byłam mała, ale także długo potem, bo chodzi tylko o to, że robiłam to odkąd pamiętam, nawet jako bardzo małe dziecko, odkładałam sobie wszelkie dobre i atrakcyjne rzeczy na niedookreślone Później, magazynowałam je, zbierałam poprzez to, że na bieżąco rezygnowałam z teraźniejszych przyjemności i wybierałam to, co mniej mi się podobało, rezygnowałam z atrakcji i fajności, oddawałam, odkładałam, brałam mniej lub wcale, spokojnie przyjmowałam wszelkie przykrości i trudy, pozwalałam się umniejszać - po prostu w sensie dosłownym i przenośnym brałam mniejsze i gorsze porcje od życia i ludzi, a wszytko po to, żeby to złe odfajkować, odrobić i żeby potem czekało mnie więcej dobra, nawet nie więcej, ale wręcz samo dobro, bo zło oraz wszelkie gorszości będę miała już zaliczone, nie wiem, skąd mi się wzięła ta kalkulacja, ten sposób myślenia o świecie i życiu, ale uprawiałam to odkładanie dobra na Później planowo, systematycznie i z całkowitym przekonaniem; nawet gdy jako 6-latka miałam wybrać sobie szczeniaka, to wybrałam tego, który podobał mi się mniej, pamiętam dokładnie ten moment, tamten sposób myślenia, były dwa szczeniaki, jeden biały w łaty i tego chciałam, drugi czarno-bury, wyraźnie brzydszy, a ja z premedytacją i pełną świadomością wzięłam tego brzydszego, bo ten ładny był na Później, na jakie Później? tego nie dookreślałam, ale spodziewałam się zupełnie na serio, że jak nazbieram rzeczy gorszych, to potem czeka mnie cudowne bezproblemowe, mlekiem i miodem płynące życie pełne spełnionych marzeń, a wszystko dzięki aktualnym wyrzeczeniom, bardzo w to wierzyłam i długo w to wierzyłam, cóż za bzdura prawda? co więcej, z biegiem lat musiałam (z dużym wysiłkiem) oduczyć się wynikającego z moich kretyńskich przeświadczeń o wspaniałym Później postępowania, które weszło mi w nawyk, ach te moje piękne sukienki, koszulki i tuniki, które gniły w szafie odkładane na magiczne Później, plany, cele i marzenia, które miałam zrealizować Potem, w lepszych czasach, bo teraz jeszcze nie jest Ten moment i jak za wcześnie po nie sięgnę, to wszystko zepsuję i zaburzę całą równowagę, zmarnuje wszelkie dotychczasowe starania i rezygnacje, skąd ja to miałam? kto mi to dał lub zakorzenił, nie wiem, ale tak było, tak bywa niekiedy, a przecież życie jest Teraz, Jutra zaś w zasadzie nie ma, dobro i zło się nie kumulują się w żadnej spiżarni, nie trafiają się nam w równowadze, nie da się ich ani nadużyć, ani odpracować, dlatego przełamywałam przez wiele lat i nadal przełamuję moje dziecinne nawyki i ciągle od nowa uczę się nie czekać i nie odkładać, choć nadal mam do tego skłonność (w mojej szafie nadal jest kilka nigdy nie założonych sukienek, które czekają), zresztą regularnie się za nią karcę, wykorzeniam ją, a nawet dość okrutnie wyśmiewam, gdy tylko wypływa na powierzchnię - oj głupia, głupia, nie odkładaj na Później, nie odkładaj, nie czekaj, bo życie to jest w ogóle mało czasu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz