spotkaliśmy dziś kota, niby domowego, bo była obróżka, ale z temperamentu widać, że jednak ulicznik, z niezmąconym spokojem iskał się w słońcu, choć obok przechodziło sporo ludzi, skradałam się pewna, że nawieje, a tymczasem on powoli i od niechcenia podniósł swój ciężki tyłek i podszedł, zezwalając na chwilowe pogłaskanie przykurzonego futerka, potem wyminął nas i wrócił na swoje miejsce iskaniowe tuż przed sklepem mięsnym - fenomenalny kot wielkiego spokoju, kot wielkiej nonszalancji;
jak to jest, że znaczące wydają mi się spotkania z kotami, a o psach, z wyjątkiem mojego własnego jakoś nie pamiętam?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz