dostałam dziś rękawiczkę, jak sądzę prosto z Poznania, Daniel - mimo iż chronicznie jest przeze mnie zaniedbany korespondencyjnie i że pozostaje owładnięty obecnie ojcowskim, proOlgowym szałem i zapewne nie dosypia, a może i nie dojada, strzelił w marcu fotkę rękawiczki i szast prast, dziś mam ją na poczcie - gruba rękawica, bo w marcu przecież zimno jeszcze było, definitywnie porzucona, ale w gruncie rzeczy najistotniejsze jest to, że jest to absolutny debiut Daniela w kwestii rękawiczkowej, co absurdalnie mnie ucieszyło, jeszcze jedna osoba uczestniczy w moim maleńkim szaleństwie;
czy gdyby 20 lat temu, ktoś mi powiedział, że jedyną osobą, z którą będę miała kontakt po szkole będzie Daniel, uwierzyłabym? być może nie odrzuciłabym takiej opcji, choć odniosłabym się do niej sceptycznie, oboje byliśmy raczej skryci i mało wścibscy, i poza podobną dynamiką intelektualną i skłonnością do bycia na ironicznym oucie, nie wiedzieliśmy o siebie zbyt wiele, żadnych adresów, numerów telefonów, zwierzeń, dlatego w tamtych czasach bardziej stawiałabym na Kaśkę, Marcina, Michała oczywiście i może nawet na Gośkę, może na Patryka? z drugiej strony, kiedy na to patrzę z obecnej perspektywy, to nie czuję żadnego zadziwienia, w mojej licealnej klasie pełnej ludzi, z którymi nie miałam nic wspólnego i którzy w gruncie rzeczy w ogóle mnie nie interesowali, chyba tylko Daniel był z planety, którą mogłabym ocenić jako położoną mniej więcej w mojej galaktyce, więc chyba tak miało być, teraz to się wydaje proste, teraz mamy oboje milion lat, ale w mojej wyobraźni ciągle po osiemnaście, teraz taki Daniel wysyła mi rękawiczkę, w ja w głowie mam ciągle chudego chłopaka z czarnych trampkach i z ciemną grzywką opadającą na oczy, który cytował "Skrzydła" i łaził zamaszystym krokiem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz