dawno, dawno temu moja mama jako młoda dziewczyna mieszkała w Paczkowie, małej mieścince koło Kłodzka, wysłała ją tam jej matka, bo dwaj starsi bracia ze swoimi rodzinami tam właśnie się osiedlili, mamie nie było tam dobrze i wiem, że źle wspomina te czasy, była tam jak bezpański pies, i chyba tak się czuła, potem przeniosła się do Konina, gdzie z kolei przebywała jej starsza siostra, na geodezji poznała mojego ojca i wiadomo, bezsensowna miłość dwojga dzieciaków, która skończyła się słabo, był jednak taki moment, w którym na początku ich małżeństwa rozstanie wisiało na włosku, pamiętam to jak przez mgłę, mamę z brązową walizką, jej stłuczone kolano, bo potknęła się na schodach, do tego interwencja ciotki, jej wkurzony mąż... jednym z pomysłów na to, co dalej, był wyjazd do babci albo powrót do Paczkowa, w praktyce jednak, chyba okazało się, że nigdzie nie ma dla nas miejsca, więc mama wróciła do mojego ojca, jakiś czas potem urodził się mój brat i utknęli, ale.... gdyby było inaczej, gdyby wówczas wyjechała, może nawet wróciła do Paczkowa? wszytko byłoby przecież inaczej, znałabym moich kuzynów z Paczkowa bliżej niż ze zdjęć, zwłaszcza Renię, miałabym jakieś Paczkowskie życie, skończyłabym tam szkołę, być może studia w Krakowie, bo bliżej, pewnie nie miałabym brata, a może miałabym zupełnie inne rodzeństwo? może nawet spotkałabym małego jasnowłosego chłopca w absurdalnych ażurowych kolanówkach, który w tym czasie mieszkał w Paczkowie, spotykalibyśmy się pod kasztanem, którego już nie ma, bo tam się wtedy wszystkie dzieciaki spotykały, wspinalibyśmy się po jabłoniach z dzikiego sadu, który kilkanaście lat temu wycięto, ale zanim to by się stało obrzucalibyśmy się tymi jabłkami jak szaleni, bo takie wojny tam wtedy trwały, byłoby inaczej - to moje alternatywne życie, które się nie wydarzyło, byłoby moim prawdziwym życiem, które się dzieje i dziś byłabym kimś innym, byłabym gdzieś indziej, ale.... tak nie jest, wtedy, dawno temu w mojej życiowej prehistorii mama zdecydowała, wybrała za mnie, bo byłam dzieckiem i żadne wybory nie należały do mnie, teraz należą, ale to nie oznacza, że są łatwiejsze, życie ciągle rozwarstwia się i rozwidla, czasami myślę o drogach, którymi nie poszłam i o tych, które porzuciłam, bo także to, co niewybrane jest składnikiem tego, kim jestem dziś, lecz dopiero niedawno zrozumiałam, że również wybory moich rodziców lub ich brak, wybory dziadków i każdego, Każdego, z kim splotły się moje lub ich losy, determinują mnie, wpychają mnie w sieć zależności i przypadków, nad którymi często (zwykle?) nie mam kontroli, więc to nie przeznaczenie, nie los rządzi ludzkim życiem, tylko wola, wola tysięcy ludzi, którzy żyją lub żyli, i to nie tak, że wszystko zapisane jest na wstędze, raczej wszystko zawiera się w naszych rozwidleniach, moich i cudzych, w pamięci mojego ciała, krwi i genów nawet o drogach wybranych lub nie, każda potencja i możliwość, każda (moja i nie-moja) realizacja, każdy wybór i wahanie są ze mną do teraz i określają mnie, i tamtego chłopca w kolanówkach, nawet jego, także..., bo mogło być inaczej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz