no i ja znowu tego Gaimana czytam... ale jak już kupiliśmy całą serię, zresztą przepięknie wydaną, to czemu nie czytać? to jest kolejna świetna powieściowa konstrukcja, której można tylko Gaimanowi pozazdrościć, wszystko tu się zazębia, zgadza, przekonuje, każdy watek, każda postać,żadnych pustek, dłużyzn, niekonsekwencji, ślepych zaułków, znowu świetna psychologia postaci, choć przy ekstremalnie wyrazistej parze głównych bohaterów, synów boga Anansiego rzeczywiście reszta bohaterów wypada blado, no może z wyjątkiem złego charakteru - Grahama Coatsa i ducha tancerki, powieść nawiązuje oczywiście do "Amerykańskich bogów", ale nie jest kontynuacja tej powieści, to osobna historia, jeśli ktoś nie czytał "Amerykańskich..." nie zaważy to na jego odbiorze "Chłopaków...", podoba mi się pewna hybryda gatunków, która Gaiman tu stworzył, jest to oczywiście powieść fantastyczna, ale też obyczajowa, psychologiczna i oczywiście kryminalna, i nie umaiłabym wybrać tutaj dominującego gatunku czy konwencji, co uważam za zaletę świadcząc o bogactwie tematycznym powieściowego świata, jest to też utwór autentycznie zabawny i to zabawny w sposób subtelny i inteligentny, co też bardzo cenię, no i wychodzi na to, że się znowu zachwycam, no co ja poradzę, że to jest piekielnie dobrze napisane, przez błyskotliwego kreatywnego pisarza? no nie mogę nie zauważać oczywistości; zauważam za to także ponowne powtórzenie manewru typowego dla Gaimana - postać główna to zwykły człowiek, w którego życiu pojawia się niesamowitość i groza, które mimo początkowych problemów odmieniają życie postaci bezdyskusyjnie na dobre i wzbogaca jego egzystencję, a nawet rozwijają osobowość, wypada to uznać zatem za zabieg klasyczny dla tego pisarza, choć trzeba też przyznać, że w każdej powieści ta główna postać jest inna, to przeróżne osobowości, charaktery, sytuacje życiowe, konteksty - wszystko jest inne, jedynie ten schemat, od zwykłości do niezwykłości, ten specyficzny sposób poznawania siebie, osiągania dojrzałości czy swego rodzaju samoświadomości - to się powtarza, w czym zresztą nie ma nic złego....; doczepię się tylko nieco zbyt cukierkowego finału, płaskiej jak uliczny chodnik postaci Rossie, która zwyczajnie nie wyszła, miała chyba budzić sympatię, a nie budzi, jest irytująca, obiektywnie, czegoś jej brak, jest "niedorobiona" i jej obecność oraz rola w finale po prostu nie przekonują, poza tym.... fajna rzecz, przyjemna lektura, do tego wizja transcendencji oraz metafizycznych fundamentów świata oczywiście mnie pochłonęła i zachwyciła, no i motyw limonki - zapewne będzie chłodził za mną kilka dni
|
N.Gaiman "Chłopaki Anansiego" |
|
N.Gaiman "Chłopaki Anansiego" |
|
N.Gaiman "Chłopaki Anansiego" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz