sobota, 13 stycznia 2018

"Nie mów tak do mnie" ("Szklana menażeria" w TL)


bilety na ten spektakl to był mój prezent dla mnie na urodziny, bo od czasu "Kotki na gorącym blaszanym dachu" z Newmanem uważam Tennessee Willimsa za mistrza psychologicznej szarpaniny, która w życiu bywa naszym nienazywalnym doświadczeniem, często nie dającym się ująć w ramy słów, a on jednak ją pokazuje i nazwa... a zatem: sama sztuka - świetna, mocny tekst, relacje, postaci - dobrze skomponowana rzecz, dziewczyna grająca Laurę (Alicja Stasiewicz) była znakomita, widzę tę młodziutka aktorkę już w kolejnym spektaklu i uważam, że jest po prostu świetna, przede wszystkim mądrze wchodzi w skórę i emocje postaci, dobrze wypadła też partnerująca jej w roli matki charyzmatyczna aktorka, której nazwiska nie mogę sobie niestety przypomnieć... (na końcu języka i pamięci, jak zazwyczaj...), za to panowie grający główne postaci męskie.... no cóż... odstawali, byli poprawni, ale tylko poprawni, nie przekonali mnie, a u Williamsa, gdzie gra się na emocjach każdy detal, niedostatek widać jak w powiększającym szkle... pewna płytkość roli, niepełne zaangażowanie czy zrozumienie bohatera mści się na aktorze okrutnie, na spektaklu zresztą też... muzyka - ok, pasowała po prostu, scenografia... hm, zbyt.... mroczna, i zbyt awangardowa, jak na sztukę, która jest realistyczna i bazuje na życiowym prawdopodobieństwie, wyglądało to trochę jakby rodzina ukazana na scenie mieszkała w designersko (biel, czerń, czerwień, bielone palety) zaadaptowanym na mieszkanie magazynie, a nie w zwykłym mieszkaniu, które pod każdym względem bardziej by przystawało do kondycji postaci i ich historii, ale może ja się czepiam.... w każdym razie dekoracje i cała w sumie scena odstawały mi od charakteru i estetycznej konwencji sztuki, od kostiumów nawet;
ale... poszłam, obejrzałam, był to dobry czas, bo w końcu jednak Williams, w końcu ta świetna Laura...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz