Kiedy jeszcze Kuba mi nie zniknął i nie zakopał się w Łodzi, to mówił mi kilka razy o Gaimanie, i w sumie to z jego odległej już w czasie inspiracji sięgnęłam w ubiegłym roku po tego Gaimana, a teraz czytam i przypomniało mi się, że to właśnie o "Księdze cmentarnej" mi kiedyś Kuba mówił, że właśnie czyta, że poleca i że fajna, i miał wtedy rację, bo faktycznie fajna, teraz czytam ją ja, podoba mi się pewna miękkość i łagodność tej książki, mglisty, delikatny klimat utrzymujący się pomimo grozy, niesamowitości i wszechobecnej śmierci, jakoś mnie to urzeka i jakoś robi mi to spokój; znowu Gaiman ma nowy pomysł na świat, na życie i umieranie, na mistyczne fundamenty rzeczywistości, a ja podziwiam i myślę sobie, że to jest powieść także dla młodzieży, może nawet dzieci, oczywiście nie małych, ale takich powiedzmy 12-latków już tak, bo mimo całej fantastyki jest w tej powieści pewna nieusuwalna uczciwość, bo jest w niej zło, które jest straszne i przeokropne, jest śmierć, która jest nieunikniona, ale niczego nie kończy, są przede wszystkim fantastyczne postaci - wielowymiarowe i niejednoznaczne, których osobowość jednak kupuje się jako w pełni "ludzką" i wiarygodną, no i jest to piękna opowieść o dorastaniu, odwadze, samotności, rodzinie, poświęceniu i egoizmie, o magii, ale też o czasie, o mijaniu, w jakimś sensie jest to również powieść inicjacyjna o dorastaniu, o odkrywaniu siebie, zatem znowu mnie ten Gaiman zaczarował, ale tym razem nie rozmachem i kreatywnością, nawet nie przemyślaną konstrukcją fabuły, ale urokiem samej opowieści, bo to jest po prostu piękna baśń, która oswaja śmierć i sprawia, że poczucie bezradności wobec niej (którego każdy przecież czasami doświadcza) traci swój impet
(Neil Gaiman "Księga cmentarna") |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz