rękawiczka na krzaku, czyli klasyk, szara, więc prawie niezauważalna, a kilka kroków dalej za tą rękawiczką i tym krzakiem jest przejście dla pieszych, wczoraj pewien człowiek potracił na tych pasach kobietę i ja to widziałam, jechał za szybko, nie wyhamował, nie odbił w bok, uderzył w nią, wywróciła się i uderzyła głową o chodnik, wstała i chciała uciec, był pijana, ale nie miało to nic wspólnego z tym wypadkiem, szła normalnie, nie wbiegła na te pasy, nie zataczała się, wina leżała po stronie kierowcy, który jednak dość sprawnie zdiagnozował sytuację i uznał, że pijana baba wlazła mu pod koła, szczęśliwie widziałam to wydarzenie nie tylko ja, ale i jakiś inny facet, który od razu wezwał policję i pogotowie i był wystarczająco nieprzejednany w swojej postawie, by nie dać się przegadać, w międzyczasie sprawca wypadku, nobliwy, pewny siebie i chyba ważny jakiś dziad, usiłował nas urabiać, sprzedając swoją wersję.... cóż za lepki wszarz..., wszystko to było więcej niż przykre i niesmaczne, pan nawet się przedstawił, oczekując, że jego nazwisko zrobi na nas wrażenie, no cóż, nie zrobiło, przyjechała karetka, przyjechała policja, spisali nas, poszliśmy sobie..., przez pół dnia czułam jak lepka i nieprzyjemna niechęć okleja mnie na samo wspomnienie tego wydarzenia, ta potrącona kobieta... taka wystraszona, pełna wstydu, uciekała przed karetką, i ten wielki brzuchaty kierowca, i jego otulona futrem zniesmaczona małżonka, pewni siebie i wijący się jak piskorz byle się z tego wywinąć, przekonani, że nic się nie stało, mający tak straszliwie gdzieś to, czy kobiecie, którą skrzywdzili, rzeczywiście nic nie jest.... pewnie zresztą uda im się wywinąć... takie mam przeświadczenie, że drobne codzienne krzywdy zwykłych szarych ludzi nikogo w gruncie rzeczy nie obchodzą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz