poza efektami i pewną spektakularnością całej wizji, która wynika z tego, że rzecz dzieje się w kosmosie i w mocno stechnicyzowanej przyszłości, poza muzyką, niezłym aktorstwem, jest to film bardzo przeciętny, niezwykle przewidywalny i mocno komercyjny, do obejrzenia, ale spłynął po mnie, początek nawet mnie wciągnął, początek ma potencjał - sytuacja totalnej samotności, zamknięcia, skazania i to, jak człowiek sobie z tym nie radzi - to było ciekawe, potem zrobiło się cukierkowo i romantycznie, w ładny sposób zresztą, ale trochę jednak banalnie i (znowu) przewidywalne, przeżycia głównej żeńskiej bohaterki, która odkrywa przykrą prawdę o swoim współpasażerze niby są poruszające (chyba miały być), ale ten cały jej gniew wydaje się banalny i płytki, nie kupiłam tego, mam poczucie,że potencjał psychologiczny postaci i całej ich relacji nie został wykorzystany, potem znowu akcja się zagęszcza, trzeba ratować cały statek, poświęcać się, być bohaterem - klasyka amerykańskiego kina komercyjnego, nagle i nieco bez sensu opowieść obyczajowa zmienia się w spektakularne kino akcji, oczywiście wszystko się udaje, potem znowu jest słodko, a film kończy się w momencie, który mnie by najbardziej ciekawił, bo tak naprawdę chciałabym wiedzieć, co było z tymi ludźmi potem, po tych filmowych wydarzeniach, jak wyglądało ich życie, to byłoby rzeczywiście ciekawe (i przerażające w jakimś sensie), co więcej film kończy się jako nożem uciął, jakby bez pomysłu, bez logiki, wątki zamiast się poodmykać, wykolejają się albo zostają bez ładu i składu ucięte, w sumie: przyjemna papka dla oka i mózgu, nie bez pewnego piękna i elegancji zrobiona, ale scenariusz.... no ktoś tego nie przemyślał do końca
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz