mam mieszane uczucie, bo to jest miejscami pełen uroku film, Helen Mirren jest cudowna, brytyjscy aktorzy generalnie... no wyprzedzają tych amerykańskich (z wyjątkiem Smitha) i ich kreacje zjadają film, sama idea filmu... jest pociągająca i ładna, dużo ciekawych pomysłów, pewna spójność wizji, ale... tuż obok sporo niekonsekwencji i ślepych zaułków, przewidywalność kompletna, cały film pracuje na efekt pewnego zaskoczenia, którego w końcu nie ma i co więcej, które jest niedopowiedziane, niewyczerpane, historia, która zaczyna się jako kompletna przemyślana całość w połowie filmu zaczyna się rozpadać na kilka niechlujnie prowadzonych i nieprzekonująco podomykanych wątków, ich spłycenie tuż obok patosu i wzruszeń, które ciągle towarzyszą głównej postaci wywołują dziwny zgrzyt i sprawiają, że nie mogłam do końca zaangażować się w ten film, trochę jest tak, jakby ktoś chciał w tym filmie strasznie dużo rzeczy pokazać i powiedzieć, dobrze mu szło, ale potem nagle film zaczął się robić za długi, więc zaczął biec na skróty, ciąć i fabuła się pokruszyła, jest tu wiele scen świetnych i prawdziwie poruszających, Will Smith jest aktorsko przekonujący, tworzy postać ciekawą, ale też bardzo jednowymiarową i na poziomie scenariusza jest to postać psychologicznie w pewnej chwili niespójna czy raczej niedopowiedziana; przede wszystkim trą się w tym filmie dwie idee: poszukiwania ukrytego piękna życia, które jest nieuchwytne i niedookreślone i jest kluczowym wątkiem, ale tylko w jednej scenie i w tytule, oraz idea miłości, śmierci i czasu jako kluczowych elementów i motywatorów w ludzkim życiu (ciekawa idea zresztą), i wokół właśnie nich osnuta jest rzeczywiście fabuła, rzecz w tym, że obie te idee, nie są komplementarnie, nie są połączone, więc choć nie brak pięknych scen w filmie, to jego przesłanie pozostaje niejasne, myślę, że "Ukryte piękna" znajdzie swoich wielbicieli, bo ma swoje... ukryte piękno, ale nie jest to obraz wybitny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz