poniedziałek, 30 marca 2020

prawdziwa groza (Jakub Żulczyk "Świątynia" 17/52)

"Świątynia" zaczyna się jak romans dla nastolatków, jest sobie dziewczyna, Anka - odbiorcom znana już ze "Zmorojewa" - trochę zbuntowana, trochę z boku, ma jednak przyjaciółki, szkołę, jakichś tam rodziców, przeciwko którym się buntuje, nagle w szkole pojawia się tajemniczy i przystojny chłopak, robi na niej wielkie wrażenie, szybko okazuje się, że wzajemne, no i się zaczyna.... zauroczenia i miłości... spacery i pocałunki.... łzy i nadzieje.... fabularnie to ładnie wyszło, ale jako opowieść mnie nie porywało. W końcu jednak akcja się zagęszcza: telewizja i inne media donoszą coraz częściej o tajemniczym uzdrowicielu - Adamie Kropińskim, który leczy ludzi prowadząc własny program w TV i który chce stworzyć świątynię, by szerzyć dobro. Oczywiście nikt nie wie, że jest on sterowany przez Wypalonego, chorobliwie ambitnego demona ze świata Ciemności. Ukochany Anki - Damian okazuje się być tymczasem postacią znacznie bardziej skomplikowaną niż się wydawało, a jego najbliżsi przyjaciele mogą przerażać i konsekwentnie przerażają, tak sobie wyobrażałam dorastające dziecko Rosemary, a tych tutaj jeszcze jest dwójka - Eryk i Lidka. Akcja coraz bardziej zagęszcza się wokół Anki i to, co było początkowo powieścią obyczajową szybko staje się pełnokrwistą powieścią grozy, no i wreszcie pojawia się Tytus, Powiernik światła, kluczowy w "Zmorojewie", nadal zakochany cielęco w Ance, nadal ironiczny, niepewny, ale psychologicznie świetny. Tytus wie i czuje, że ciemność chce się przedostać do świata ludzi i że w ośrodku tego wszystkiego jest Anka, która ma go zwabić w pułapkę. Mimo to  gotów jest jej ruszyć z odsieczą całkiem sam, tymczasem towarzyszy mu przebojowa Aneta, przyjaciółka Anki, bardzo pyskata, pewna siebie dziewczyna wprost z blokowiska i jego przyjaciel, nerd Pitoń. Wracają też niektórzy inni bohaterowie z pierwszego tomu, szczególnie ważny jest śledczy Rudziak i babcia Tytusa, każde z nich odegra znaczącą rolę w rozwoju wydarzeń, są to także najciekawsze, wręcz wzruszające postaci dorosłych, bo poza tym w fabule dominują przecież nastolatki.

Fabularnie "Świątynia" (po przebrnięciu przez mocno przewidywalny romans we wstępie) jest świetna - wciągająca i nieprzewidywalna. Z jednej strony pełna fantastycznej grozy, z drugiej mocno osadzona w realiach współczesnego świata, który wierzy naiwnie medialnym przekazom kreującym rzeczywistość. Brakowało mi w tej powieści jednak bardzo baśniowości oraz postaci związanych z jasną stroną mocy. "Świątynia" w zasadzie ukazuje świat ludzki, który stał się podatny na zło, który niemal sam się na nie otworzył i trochę przez to brak w tej wizji rzeczywistości równowagi. Bardzo natomiast podobała mi się zmiana perspektywy, z której ukazywano przebieg wydarzeń. Początkowo dominuje Anka, później Tytus, ale poznajemy też wspomnienia i motywacje Damiana, wnikamy w myśli Wypalonego oraz śledzimy zmiany, których doświadcza demoniczna Lidka. Do głosu na chwilę dochodzi też babcia Tytusa, pełen rozterek detektyw czy oszukiwany przez mroczne moce uzdrowiciel oraz kilka postaci epizodycznych. Psychologicznie jest to więc powieść bardzo bogata, buzująca od emocji i doświadczeń różnych postaci, które doświadczają kontaktu ze złem. I przyznam, że dobrze mi się przez tę powieść płynęło, a przez ostatnie 200 stron to już raczej niecierpliwie biegło.... 

Przyznam, że "Zmorojewo" urzekło mnie bardziej jako spójna wizja dobra i zła oraz świata ludzi, który tkwił gdzieś pomiędzy nimi, ale za to "Świątynia" bardziej mnie przeraziła i to nie jedynie dzięki gęstej od strachu grozie jak z powieści Kinga, ale też dzięki temu, że opisywała nie tylko fantastyczne potwory chcące wyrwać się do świata ludzi, ale także zupełnie przyziemne ludzkie szaleństwo i zło, które w naszym tu i teraz wydawało mi się prawdopodobne i możliwe. Naiwna wiara w media i ich przekazy, ślepy fanatyzm, życzeniowe myślenie o świecie, chciwość, zawiść, egoizm, bezmyślność, plotkarstwo, okrucieństwo lub obojętność wobec innych i wreszcie skłonność do bezzasadnej przemocy, której jedynym motorem jest personalna frustracja i gniew... wszystko to możliwe, wszystko to jakby tu i teraz... i to jest prawdziwa groza. Oczywiście są też w "Świątyni" pozytywne wartości, przede wszystkim lojalność i przyjaźń, miłość, oddanie, odwaga, zdolność do poświęceń i trochę nawet im się udaje ocaleć z zalanego czarną mazią świata... trochę, bo powieść nie ma zakończenia, jej akcja pozostaje otwarta, co oczywiście sprawia, że czekam na 3 tom o Tytusie Grójeckim, czekam na jakieś bardziej jednoznaczne rozstrzygniecie.

Jakub Żulczyk "Świątynia"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz