"Zmorojewo" zaczyna się jak powieść dla młodzieży, nastoletni chłopak, Tytus jest zafascynowany grami komputerowymi i horrorami, generalnie ma wiele cech nerda, przede wszystkim jednak to dziecko z miasta, wychowane na mrożonkach i nieco zaniedbywane przez zapracowanych rodziców, od początku fabuły Tytus wydaje się dość zagubiony, wręcz trochę odklejony od świata, chociaż jednocześnie dość standardowo uwikłany jest w pierwsze miłości i szkolne przyjaźnie, niewiele ma z buntownika, więcej z dziwaka i mimo że nie jest zachwycony, to jednocześnie nie sprzeciwia się rodzicom, gdy decydują, że wakacje spędzi u prowadzących agroturystyczne gospodarstwo dziadków.... tak mi to jakoś wszystko zapachniało powieściami Niziurskiego czy Ożogowskiej, które czytałam... daaaawno temu, w dodatku tuż po przyjeździe do Głuszyc chłopak poznaje Ankę, pewną siebie, bystrą i pyskatą dziewczynę, która mu niesłychanie imponuje i w której rzecz jasna niemal od razu się zakochuje... czytało mi się to przyjemnie i z pewnym sentymentem, a potem się zaczęło.... tajemnicze zgony i zaginięcia w okolicy, przedziwne stworzenia wyłażące z lasu, w tym zwłaszcza pokraczna Gangrena, która umie skłonić człowieka, by zjadł samego siebie oraz Strzępowaty z potężnymi stalowymi szponami, obsesyjnie marzący o rozszarpywaniu kolejnych ludzi... miasto widmo ukryte w lesie, wokół którego narosły legendy traktowane zgodnie przez wszystkich mieszkaniowców okolicznych wiosek jak bajki do straszenia niegrzecznych dzieci oraz Tytus i Anka, którzy wybierają się w tajemnicy przez opiekunami do niezamieszkałych ruin starej wsi Głuszyce Kolonia, w której Tytus nagle znika, jakby zapadł się pod ziemię... - to jest fabuła, która ma cały czas taki poziom napięcia, że trudno się od niej oderwać. Mocną stroną jest świetnie prowadzona, nieprzewidywalna akcja, wyraziste, psychologicznie kompletnie i ciekawe postaci oraz cały niesamowity bestiariusz, cały fantastyczny świat pełen magicznych rekwizytów, czarów, znaków stworzony na potrzeby powieści. Zaimponowała mi spójność tej wizji oraz bardzo twórcze podejście do elementów i postaci zaczerpniętych z bajek i legend, jak Baba Jaga, Świtezianka czy Pan Twardowski. Poza tym Żulczyk jest jak zawsze mistrzem w tworzeniu postaci, którym się wierzy. Tu każdy bohater, nawet na drugim czy trzecim planie jest wyrazisty i przekonujący, ma swoją osobność, emocje, cechy, nawet bagaż doświadczenia, i dlatego mu się wierzy i wierzy się w niego. Co więcej dotyczy to także postaci fantastycznych, które stają się pod piórem Żulczyka prawdziwe psychologicznie, nie tracąc nic ze swojej magii. Nie jest to zresztą pierwsza powieść tego autora, która kompletnie zawiesiła mi czytelniczy dystans i niewiarę w fikcję. Czytam i nie śledzę szczegółów warsztatu pisarza, śledzę losy tych ludzi i to oni oraz ich relacje i przygody mnie w całości absorbują. Jeśli miałabym się czepiać (choć czynię to bez przekonania), to być może trochę rozczarował mnie finał, przy tylu zwrotach akcji, perturbacjach, napięciu i zawrotnej dynamice wydarzeń spodziewałam się pod koniec nieco mniej przewidywalnego BUM, tymczasem następuje zapowiedziane wcześniej w fabule BUM, które szybko i definitywnie pieczętuje akcję. Trochę było mi szkoda tego, co zostało w jednym geście unicestwione, trochę bym uratowała z tego więcej niż autor zdecydował się uratować.... z drugiej strony koncepcja wiecznych powrotów, przemian i braku śmierci jako takiej (co mocno kojarzy mi się z baśniową poezją Leśmiana, która także negowała śmierć postrzeganą jako koniec istnienia) stwarza pewne nadzieje na powrót fantastycznego świata i postaci ze "Zmorojewa" w kontynuacji powieści ("Świątynia" już czeka na półce). Przede wszystkim trzeba jednak docenić, że jest to wszystko świetnie napisane. "Zmorojewo" to dobra rozrywka, ale także coś więcej. To historia dorastania i dojrzewania dwójki młodych ludzi, to ładna opowieść o miłości i to nie tylko dwójki dzieciaków, ale także miłości ludzi, którzy spędzili ze sobą całe życie (dziadkowie Tytusa), to także uniwersalna fantastyczna baśń o walce dobra i zła, która nigdy się nie kończy i nie traci nic ze swojego odwiecznego impetu mimo osadzenia jej w bardzo współczesnych i rzetelnie namalowanych realiach obyczajowych, to wreszcie opowieść o rodzinie, chorobliwej ambicji oraz cenie, którą płaci się za niektóre marzenia i złe wybory. Chyba najbardziej podoba mi się właśnie ta wielowartościowość, ta mnogość treści i znaczeń, które składają się na tę powieść Żulczyka i sprawiają, że jest to utwór niebanalny i zdolny zaangażować bardzo różnych czytelników. Jeśli ktoś lubi romanse - znajdzie je, jeśli ktoś lubi fantastykę, będzie bardzo zadowolony, jeśli ktoś chce sensacyjnej dynamiki i dobrej rozrywki - to i on też powinien przeczytać "Zmorojewo", jeśli potrzebuje w powieści drugiego dna o filozoficznej lub moralnej wymowie, to i tego mu nie zabraknie, także wielbiciel powieści obyczajowych czy psychologicznych znajdzie dla siebie wiele interesujących obserwacji w powieści Żulczyka. Mnie "Zmorojewo" pochłonęło.
Jakub Żulczyk "Zmorojewo" |
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz