no to jestem chora, nie że tak trochę, jestem chora jak jasna cholera, mam jakaś przepotężną anginę stulecia, która nie reaguje na antybiotyki, biorę teraz tak duże i mocne dawki, że albo angina mnie jednak zabije, albo sepsa, wybór samo w sobie cudny... oczywiście marudzę po prostu, bo bezustannie boli mnie gardło, w ucho coś lub ktoś wbija mi szpilę i łeb mi trzeszczy w posadach, nie mogę jeść, nie mogę spać i nie daję rady pracować, no nie tak to miało być... niby L4 to żadna tragedia, ale nie wówczas, gdy człowiek czuję się faktycznie beznadziejnie.... dobra poużalałam się nad sobą, teraz coś innego, tego lata mnóstwo muzyki przewinęło się przez moje obecnie zbolałe uszy, ale odkryciem największym, najwyrazistszym, które w dodatku przetrwało lato, nadając ton temu momentowi przejścia między sierpniem i wrześniem jest Bitamina i piosenka Dom, generalnie cała ta płyta Kawalerka, niby wszystko to jakoś średnio w moim stylu i guście osadzone , nie wiem no, zwykle nie idę w takim kierunku, ale jakoś przyjęło się i nadal mi się nuci od pierwszego zagrania gdzieś w sierpniu do teraz;
"szałas na hałas"... chyba o to by właśnie chodziło, ku temu zmierzamy, nagle prawie nie wiem już, gdzie jest mój dom, zakorzeniam się i wykorzeniam płynnym ruchem, żyjąc w dwóch miejscach na raz, jakbym chybotała się na linowym moście, a zarazem wszystko wiem, wszystko rozumiem, wszystko jest jasne, teraz żyję na moście i mam piękne widoki, gdziekolwiek się nie obrócę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz