na moim czerwonym dywaniku, pod moim czerwonym kaloryferem wyleguje się mój stary głupi kot, łapami muska ciepłą nagrzaną rurkę, obraca się z boku na bok, ale najchętniej to na plecach poleguje, niekiedy usiłuje zagotować mózg poprzez wbijanie łba między żeberka kaloryfera i to rzeczywiście jest chyba najgłupszy kot w mieście, a na pewno najbardziej tchórzliwy.... ale poza tym to jest wtorek, jest zimno i buro, i rozbawił mnie ten mój tchórzliwy dupek, i jakoś jestem mu za to wdzięczna, zresztą oba moje koty przypominają mi o luzie, o tym, że trzeba mieć czas na przypiecek, rozciąganie kości, wylegiwanie się, Kunderowską powolność i trudno tego nie doceniać, bo zupełnie na serio ratuje mi to niekiedy życie i nie wiem, czy bez nich bym o tym wszystkim dość często pamiętała - nagle zauważam, że to, za czym na co dzień bezrefleksyjnie gonię, jest często nie aż tak ważne albo wręcz mało ważne i dostrzegam to właśnie dzięki durnym kotom
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz