jestem pod wrażeniem serii genialnych wstępów podczas tegorocznego festiwalu Monte Verde w Zielonej Górze.... zaczęło się od Teatru Fuzja i "Blackout"... WOW...
występ w klimacie filmów takich jak "Wodny świat" czy "Mad Max", świat tuż po apokalipsie, zbudowany ze strzępów i odprysków korporzeczywistości, która go poprzedzała, ludzie żyjący w stadach, woda jest luksusem, żarcie jest luksusem, bycie jest luksusem, każde stado ma wodza, gdy pojawia się ktoś nowy układ sił może się zmienić, rytualne gesty, tańce, przemoc, proste odruchy i wrzaski zastępujące rozmowy, bo nikt już nie rozmawia, wszyscy pokrzykują, skaczą w rytualnym tańcu, wielkim atutem spektaklu była muzka na żywo grana na osobnej scenie obok, bębny, gitary, brudny punk i psychodeliczny rock, prawie całe przedstawienie osadzone jest na rusztowaniu, które okazuje się domem, do tego ruchome części i staże, na których widownię straszyli prorocy wieszczący zagładę, wszystko takie industrialne i chropowate, po prostu mocne, piękne przedstawienie o śmierci i stracie, o całkowitym zaciemnieniu, zaćmieniu i zmierzchu świata, byłam pod wrażeniem i przez bite pół godziny oglądałam z opadniętą szczęką, świetny wstęp
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz