godzinny występ pełen tańca, akrobatyki, muzyki, cudnych kostiumów i wspaniałego ruchu scenicznego - przede wszystkim jednak "Ja gore" Tetaru Akt to spektakl bardzo malarski, piękny, elegancki, wizualnie mocno pobudzający wyobraźnię, miał zachwycić feerią barw, form i blasków i myślę, że zachwycił, estetycznie mnie to naprawdę porwało, choć jeśli chodzi o fabułę i metaforykę, to im bliżej finału, tym bardziej kompozycja całej opowieści rozpadała się na efektowne sceny (efektowne, a nie efekciarskie, co nie jest bez znaczenia), ale brakło mi w nich spójności, którą dostrzegałam przez pierwsze pół godziny występu, początkowo jest to opowieść o obecności ognia i o człowieku, trochę miłosna, trochę sielska, przywołująca archaiczne czasy, w których kluczem do komunikacji był gest a nie słowo, a człowiek i ogień dopiero zaczynali zdobywać świat i to miało walor jakiejś mitycznej wręcz opowieści, w drugiej części spektakl zaczął jednak zmierzać bardziej ku akrobatyce i kolejnym pokazom ogniowym niż ku tworzeni historii o czymś, ale przecież muszę przyznać, że mimo wszytko... było nadal tak jakoś zachwycająco, może to ten nocny mrok rozbijany światłem? może to muzka? no dość, że dałam się zaczarować i oczarować
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz