
środa, 17 października 2018
dom za torami, wspomnienie o cioci Stefci

wtorek, 16 października 2018
chodząc po żołędziach
choruję i mimo to snuję się trochę po mieście, siedzenie w domu jest takie sobie, a na dworze jest ładnie, słońce, złota jesień, błękitne niebo, na dworze jest lepiej, trochę odrealniona szłam więc przez park i nagle poczułam, że idę po dywanie zasłanym drobniutkimi kośćmi, wrażenie było dość upiorne i niepokojące, spojrzałam pod nogi, a to były tylko żołędzie, połacie gęsto leżących żołędzi, a mimo to dla moich stóp, dla mojej świadomości, to były nadal drobne kostki, ślady po małych śmierciach małych stworzeń - i tak, oczywiście pomyślałam o Betty, często o niej myślę
poniedziałek, 15 października 2018
czas zupy cebulowej
siedzę w domu, bo jestem chora, a jak byłam mała to się robiło w takich razach syrop z cebuli i pewnie dlatego mam jakieś przekonanie o jej leczniczych właściwościach, i pewnie także dlatego wyszło tak, że robię dziś zupę cebulową, przy której w fazie wstępnej płacze się nieludzko, bo w końcu sześć cebul trzeba poszatkować, a poza tym popłakać zawsze można, bo powód się znajdzie, i.... choć jestem w gotowaniu taka sobie, i choć w sumie to tego nie lubię, to zupa cebulowa mi wychodzi, z zupy cebulowej mogę być dumna, bo pięknie pachnie w całym domu, nawet Mała Mi wynurzyła się spytać, co tak atakuje jej nozdrza, a przede wszystkim zupa cebulowa jest bardzo smaczna, tysiąc razy lepsza od cebulowego syropu
A teraz prawdziwy przełom, będzie przepis!! Niech ludzkość korzysta
SKŁADNIKI
- 6 cebul (ok. 0,5 kg)
- 2 małe ziemniaczki (lub jeden średni batat)
- 50 g masła
- 1 łyżka tymianku
- 1 liść laurowy i 4 ziela angielskie
- 4 ząbki czosnku
- sól, pieprz ziołowy, zioła prowansalskie, majeranek
- serek topiony 100 g
- 1 duża marchew
- 1 duża pietruszka
- śmietana (żeby potem na zupie wlanej już do miseczek zrobić kleksa)
- 1,5 litra wcześniej przygotowanego bulionu (może być oczywiście z kostek bulionowych)
WYKONANIE
1. Do ciepłego bulionu wrzucić pokrojoną marchewkę, pietruszkę ziele angielskie, liść laurowy i pokrojone w kostkę ziemniaczki - gotować 20 minut na średnim ogniu, żeby zupa lekko bulgotała.
2. Cebule pokroić i na patelni udusić na maśle do szklistości (czyli mały płomień przez 25 minut i często mieszać, bo jak cebula się przypali, to zupa będzie gorzka), po 10 minutach szklenia cebuli dorzucić łyżkę tymianku, a na ostatnie 5 minut poszatkowany czosnek.
3. Cebule wrzucić do bulionu i gotować 25 minut (małe bulgotanie) razem z przyprawami (sól, pieprz, zioła prowansalskie, majeranek).
4. Dodać pokrojony serek topiony i pogotować jeszcze 5 minut mieszając od czasu do czasu.
5. Zabrać zupkę z ognia i zmiksować na gładki krem, potem do miseczek i dać na to kleksik śmietanki lub grzanki, jeśli ktoś lubi.
Mała Mi poleca, a Mała Mi to koneser.
niedziela, 14 października 2018
idziemy jesienią przez miasto
dużo sobie chodzimy, bo pięknie jest, taka własnie jesień pełna słońca, złota i kolorów, idziemy i staramy się ją zauważać, w międzyczasie obżeramy się regularnie tartą agrestową w Sowie, dziś chyba pierwszy raz musnęła mnie nitka babiego lata i było w porządku, czas mija i nie ma na to rady
sobota, 13 października 2018
chustka
zawisł u nas kolejny anioł, przypisany przez Lilu dniowi moich urodzin, a obok niego przywiązała mi się chustka Betty, nosiła ją czasami na szyi, żeby zadać szyku i teraz po prostu okazało się, że ta chustka się została, i przecież nie wyrzucimy, przecież nie wyrzucę, więc niech sobie tu będzie, do tego tuż obok, nad drzwiami do garderoby ciągle wisi napis "tu rządzi maltańczyk", nikt go nie zdjął i chyba nikt już nie zdejmie, całości pilnuje wiśniowy anioł - taka mam fantazję, że pilnuje
piątek, 12 października 2018
wielki różowy fiołek
czwartek, 11 października 2018
historia pewnej piosenki (Slow train soul- Twisted cupid)
myślę, że to jest najpiękniejsza miłosna piosenka jaka znam, w każdym razie na pewno jedna z najpiękniejszych i od lat mi towarzyszy, pokazał mi ją jeszcze na studiach... nie, tuż po nich, chłopak, którego imienia już nie pamiętam i który nawet nie był moim chłopakiem, ale została mi po tym, jak się minęliśmy w naszych życiach ta piosenka, potem jeszcze kilka miesięcy później Janek się nią bardzo zachwycał, a później już słuchałam jej tylko ja sama, później już była tylko moja, uwodzi mnie zresztą od lat i dziś mi się znowu przypomniała, znowu słuchałam, znowu mnie to zaczarowało
środa, 10 października 2018
na drabinie - od Vanesth (street art. 49, Nysa)
w Nysie pojawiło się coś nowego Vanestha, pewnie jeszcze pachnie farbą, widziałam to na razie tylko na cudze oczy, ale przy pierwszej okazji pójdę obejrzeć na własne, jednak - póki co - jeszcze dymiący i zupełnie nowiutki kawał sztuki, który przyfrunął prosto z Nysy, jestem podekscytowana, że jest, że nowy, że mogę jechać i obejrzeć
wtorek, 9 października 2018
kot zwany Hitlerem
żeby mnie rozbawić pojawił się kot, rzeczywiście z charakterystycznym wąsikiem, rzeczywiście fajny, więc udaję, że się śmieję, generalnie udaję, nie mam na siebie innego pomysłu
poniedziałek, 8 października 2018
"praca, szkoła, śmierć" (Myslovitz - Bar Mleczny Korova)
chciałabym, żeby było inaczej, ale jest Tak, mam zupełną żałobę i czuję ją cały czas, nawet gdy usiłuję na potrzeby świata i ludzi udawać, że jest inaczej, to ja sama wiem, że nie pamiętam już, kiedy byłam tak nieszczęśliwa jak teraz, kiedy miała takie poczucie beznadziejności i szczerej obojętności wobec wszystkiego i wszystkich, wobec mnie samej najbardziej, ale ponieważ jestem mistrzem przetrwania, zaczęłam oglądać zdjęcia szczeniąt, żeby zapełnić tę pustkę, która mnie zjada, nawet wyobraziłam sobie, jak by to było mieć nowego psa, ale w gruncie rzeczy nie starczyło mi wyobraźni, a właściwie starczyło tylko na tyle, żeby zrozumieć, że ja nie chce nowego psa, chcę, żeby wrócił Mój pies, i chodzi tylko o to, że to niemożliwe
niedziela, 7 października 2018
niezauważony bucik
chodzimy po mieście, gadamy i chodzimy, zwłaszcza ja, chodzę i gadam, żeby nie poddać się natręctwu jednej myśli, po drodze dziecięcy bucik, ładny, a ja go nie zauważyłam, niczego nie zauważam i mało mnie obchodzi, nie czytam, nie biegam, nie śpię, budzę się o piątej rano, choć nie mam już po co
sobota, 6 października 2018
dziś umarła Betty
właśnie tak nie zdechła, tylko umarła, a ja czuję się przestraszne, jakbym zdradziła najlepszego przyjaciela i myślę o sobie źle, bo niby nie było już wyjścia, ale... przecież nigdy nie wiadomo, są cuda, czasem są cuda, ale tymczasem mój ukochany pies umarł, i bał się, kiedy dostał narkozę, bał się, to trwało tylko moment, ale przykleił się do mnie i siedzi mi pod skórą, teraz wiem, że to chyba jest tak, że kiedy się osuwasz i umierasz, to jest ten strach, skoro nawet zwierzę to wie, i być może wtedy samo umieranie jest wybawieniem przed tym lekiem, być może tak jest, patrzyłam jak gaśnie jej wzrok, jak wszystko zamiera i staje, i było to najokropniejsze z moich doświadczeń, odeszła Shiny i Lucky Betty Boo, Szczęka Sprawiedliwości, nasza Biała Małpa, najdroższy przyjaciel, najukochańszy członek rodziny, o którego zdrowie może nie dość czujnie walczyliśmy, może nie dość długo, nie wiem..., na którego uczucie i oddanie żadne z nas nigdy nie zasługiwało, bo my ludzie nigdy nie dorastamy do psiej miłości, to ogromna strata, bo to był wyjątkowy pies i jestem w rozpaczy, jeśli nawet brzmi to tandetnie, jestem i chcę, żeby wróciła, zakopaliśmy ją blisko nas, z jej zabawką i kością, w zielonym kocyku, prawie jakby spała, szybkie "dobranoc" i już, wszystko o wiele za szybko i w ogóle to wszystko jest nie tak
piątek, 5 października 2018
pożegnania [Coldplay - O (Fly On)]
siedziałam dziś wieczór z moim ukochanym psem na kolanach i słuchałam w kółko tej piosenki, głaskałam moją Betty i płakałam, bo nie jestem w stanie jej uratować i jestem wobec niej winna, nieważne co zrobiłam, a czego nie, nieważne są racjonalne przesłanki, jestem winna i nie umiem jej pożegnać
czwartek, 4 października 2018
jeden liść na całą jesień
przegapiłam i przegapiam tę jesień, dopiero dziś pierwszy raz zatrzymałam się, żeby ją zauważyć, bo do tej pory nic, ani krzewy, ani kaszany, ani nic, całkiem nic, zupełnie nic, pewnie też resztę tej jesieni przegapię, myślę, że to taki rok, taki czas, czuję się na to wręcz skazana, jesień jest w tej chwili na planie mocno odległym, nie mam na nią przestrzeni w mojej koncentracji, więc pewnie to jedno spojrzenie z dziś i ten jeden liść muszą mi wystarczyć i tak już będzie
środa, 3 października 2018
kumple
moje durne koty przez całe swoje kocie życie tłuka się, fukają na siebie, i nocami ścigają po domu, trwa nieustająca walka o dominację, w której biało-czarny prowadzi wojnę podjazdowo-zaczepną, a szary koniec końców jest bezwzględnym dominatorem, status tego związku można określić jako... mocno skomplikowane, ALE wystarczyło, że zrobiło się w domu zimno, bo z oknem jesień, a ogrzewanie jeszcze się nie odpaliło i proszę, nagle moje koty to najlepsi kumple, zadekowani na ulubionej narzutce w moim łóżko, oj rzadki to, wręcz unikatowy widok... bardzo dupków lubię
poniedziałek, 1 października 2018
umywalka (street art 49, ZG, garaże koło Jaskółczej, autor: WAEK)
jednym z pierwszych streetartowych malunków, którymi się zachwyciłam w ZG była piękna wielka twarz z profilu, która kojarzyła mi się z renesansowym malarstwem i właściwą mu idealizacją, była w tym magia i wdzięk, więc chętnie go odwiedzałam, teraz jednak obraz ten istnieje tylko na moich zdjęciach, zresztą jak wiele streetartowych dzieł zamazanych przez inne, nowsze wykonania, teraz nawet przyłapałam artystę kilka dni temu, jak zamalowywał mój ulubiony renesansowy profil i zastępował go realistycznym zdjęciem - męskiej jak się wydaje - umywalki, i niby ok, to się może podobać, dobrze to jest wykonane, tysiąc razy staranniej niż poprzedni malunek, nie dyskwalifikuję, doceniam, ale i tak... żal mi tamtego, i jak zawsze myślę sobie, że fajnie, że jednak ciągle usiłuję łapać i utrwalać te streetartowe dzieła, bo ich żywot bywa krótki, a przecież szkoda, przecież trochę żal
niedziela, 30 września 2018
zrosty
nie mogłam się napatrzeć na te drzewa, jakoś przedziwnie zrośnięte, część martwa, część żywa, ale ciągle razem i jakoś mnie to urzekło, nie wiem, czy ludzie potrafią tak się nierozerwalnie przeniknąć, w naszym świecie chyba nic nie jest na zawsze, bo my nie jesteśmy na zawsze, i może piszę tak, bo jestem smutna, a może rzeczywiście tak własnie jest
sobota, 29 września 2018
o umieraniu i o winie

piątek, 28 września 2018
kawowa magia i jej brak
powiesiłam w domu tydzień temu nowego anioła od Lilu, bo chwytam się już magii nawet, i anioł jest kawowy, ale co tam... pomyślałam, że może jednak coś niekawowego się z niego wydostanie, tymczasem bez zmian, ja słabo śpię, bo czuwam na posterunku, a pies nadal choruje, już trzeci tydzień i naprawdę myślę, a nawet wiem, że może nie wyzdrowieć, tylko nie umiem się do tego przyznać, kiedy na mnie patrzy
czwartek, 27 września 2018
fascynacje (Mark Knopfler - Golden heart)
dziś piję malagę i słucham piosenek Knopflera, które zalecił mi do wysłuchania Myku, młody audiofil, który ma wszelkie dane po temu, by stać się moim ulubionym uczniem w mojej nowej klasie, cóż zrobić? lubię nieszablonowe osobowości, buntowników, których pięknie spala ich pasja, stare dusze, które przerastają rzeczywistość, i jest tak, że to dziecko kazało mi słuchać, więc słucham, bo podziwiam to dziecko, bo to jest jakaś piękna inteligencja i piękna osobowość...
i.... jest jeszcze coś całkiem innego, w sumie śmieszna sprawa, pojawił się w mojej okolicy mężczyzna, któremu ewidentnie bardzo się podobam, do tego stopnia, że nawet taki gamoń jak ja, któremu umykają zwykle tego typu awanse, zauważył, że coś jest na rzeczy, i co? i nic, schlebia mi to - rzecz jasna (w końcu mam prawie 40 lat, więc poniekąd miło, że jeszcze i że nadal jestem zauważalna), ale mnie to w gruncie rzeczy nie obchodzi, co jest przyjemnym odkryciem i właśnie tak o tym myślę, że to jakaś jest śmieszna rzecz, bo ja przecież zupełnie na poważnie mam już złote serce, wiec cała reszta mnie nie interesuje, cała reszta jest czymś poniżej tego, co już mam
środa, 26 września 2018
blaski i cienie sagi rodzinnej ("KAMERDYNER")
zabrałam moje nowe niebiologiczne dzieci do kina na film o potencjalnie epickim rozmachu, długo było i chyba się nudzili niekiedy, bo film ma dłużyzny, zwłaszcza na początku, całe wprowadzenie w historię jest zwyczajnie o wiele za długie, ale pomimo usterek (takich jak płytki wątek miłosny, który zamiast ubarwiać akcję okazuje się dziwnie nieprawdziwy i przez to obojętny, nie absorbuje, nie angażuje emocji) jest to film ważny, jako historyczne świadectwo trudnych czasów i wielkich niesprawiedliwości i okropnych zbrodni oraz jako swego rodzaju pomnik losów mniejszości kaszubskiej i jej języka; grający kaszubskiego "króla" Gajos oraz inni aktorzy grający Kaszubów przez cały film konsekwentnie mówią po kaszubsku i nagle odkryłam, że to jest ładny język, i że to naprawdę jest osobna tradycja, kultura, osobna względem Polaków grupa etniczna, może zabrzmi to bardzo nauczycielsko, ale ten film ma wielkie walory edukacyjne po prostu, poza tym drugi plan aktorski jest lepszy i ciekawszy niż pierwszy, Woronowicz grający niemieckiego grafa - znakomity, Gajos jako Bazyli Miotke to piękna postać, Anna Radwan - świetna i ciekawa jako kobieta, także kostiumy, plenery, inscenizacje scen to się udało, ma rozmach, ale scenariusz?... jest różnie i nierówno, jest kilka świetnych dialogów, mocnych scen, ale też kilka rozwlekłych scen, w których nie wszystkie postaci są wielowymiarowe, a przez to przekonujące i rzetelne, mimo wszystko.... ceny film, wart uwagi, wart obejrzenia i dobrze, że dzieci widziały, i że ja widziałam, bo trzeba patrzeć i wiedzieć, żeby pamiętać i zauważać
wtorek, 24 lipca 2018
Chopin tu i teraz od Vanesth (street art cz.48, Nysa)
na boku budynku, w którym jest hotel "Chopin", na oko dość elegancki, jest kolejny świetny szablon, naturalnej niemalże wielkości Chopin rozdaje swoje nagrania, świetny pomysł, świetne wykonanie, oczywiście znowu od Vanesth, bardzo to jest dobre i inteligentne, podziwiam
niedziela, 22 lipca 2018
wszystkie utracone bratki
przez kilka ostatnich lat sadziłam na moim balkonie pnące bratki, potem zbierałam nasionka i miałam takie bratki jakby bardziej moje i bardziej własne, rok temu nie posadziłam, bo wyjechałam na całe wakacje, w tym roku tak samo, ale zasiałam ich na wiosnę trochę w otmuchowskim ogródku, który od dziś jest już bezpowrotnie utracony i pożegnany, zanim wyjechaliśmy zdążyły sobie jednak te moje bratki zakwitnąć, i cieszyłam się z tego, choć przecież już byliśmy za progiem, choć dzieje się tyle innych rzeczy, choć pewnie zauważyłam i doceniłam je tylko ja, ale to nic, były i kwitnęły, i to ja je zasadziłam, może się jakoś po okolicy rozniosą? to możliwe, i wtedy będzie to po mnie jakiś ślad
sobota, 21 lipca 2018
wielkie nyskie wakacje
dziś jest ten dzień, w którym zamieszaliśmy na trochę w Nysie, w kamienicy, w kawalerce, bez balkonu, ale i tak jest fajnie i teraz mamy tu na trochę dom, żyjemy, pijmy kawę, patrzymy na Włóczykija kupionego na ostatnim Lecie Kwiatów, przenieśliśmy się, duża zmiana
piątek, 20 lipca 2018
Batman i Joker od Vanesth (street art. 47, Nysa)
i znowu... kolejne uliczne dzieła, na ścianie tuż koło przystanku czeka na autobus Batman, niecierpliwie zerkając na zegarek, a na tym samym budynku, na jego zielonym boku, niejako za węgłem, czeka Joker - przemyślana konstrukcja, do tego świetnie wykonana, nieprzypadkowa, pomyślana z poczuciem humoru, świetna rzecz i prawdziwa ozdoba miasta, artysta podpisuje się jak Vanesth, brawo on
czwartek, 19 lipca 2018
nienawiść i krzywda (kot w OTM)
w dużym stresie na już i na wczoraj szukam mieszkania w Nysie, wyprowadzam nas z OTM, w zupełnie przypadkowym międzyczasie spotkałam kota, który się mnie bał, a ponieważ się mnie bał, to mnie szczerze nienawidził, i ok, i nie mam żalu, myślę, że za taką nienawiścią stoi krzywda i bagaż złych doświadczeń, bo przecież nawet kot nie rodzi się z taką pełną wrogości nieufnością, i żal mi tego kota, choć rozumiem jego napięcie, rozumiem jego gotowość na kontrę, w tym tygodniu jestem dokładnie taka, mam dokładnie tak samo, zatem "witaj bracie" - tak powinnam była mu powiedzieć, zamiast głupiego "kici, kici", przepraszam cię kocie za wszystko
środa, 18 lipca 2018
nowe w Nysie
jest zimno i deszczowo, i to nie sprzyja niczemu, bo moknę nawet pod zdobyczną parasolką, biegałam po Nysie, oglądałam, szukałam, i myślę, że to tu, że teraz to będzie tutaj, my i nowa naszość, na chwilę, na krótki fragment tej opowieści, takie małe życie w Nysie na teraz, na wakacje, myślę, że to może być TU i że może się udać
Subskrybuj:
Posty (Atom)