właśnie tak nie zdechła, tylko umarła, a ja czuję się przestraszne, jakbym zdradziła najlepszego przyjaciela i myślę o sobie źle, bo niby nie było już wyjścia, ale... przecież nigdy nie wiadomo, są cuda, czasem są cuda, ale tymczasem mój ukochany pies umarł, i bał się, kiedy dostał narkozę, bał się, to trwało tylko moment, ale przykleił się do mnie i siedzi mi pod skórą, teraz wiem, że to chyba jest tak, że kiedy się osuwasz i umierasz, to jest ten strach, skoro nawet zwierzę to wie, i być może wtedy samo umieranie jest wybawieniem przed tym lekiem, być może tak jest, patrzyłam jak gaśnie jej wzrok, jak wszystko zamiera i staje, i było to najokropniejsze z moich doświadczeń, odeszła Shiny i Lucky Betty Boo, Szczęka Sprawiedliwości, nasza Biała Małpa, najdroższy przyjaciel, najukochańszy członek rodziny, o którego zdrowie może nie dość czujnie walczyliśmy, może nie dość długo, nie wiem..., na którego uczucie i oddanie żadne z nas nigdy nie zasługiwało, bo my ludzie nigdy nie dorastamy do psiej miłości, to ogromna strata, bo to był wyjątkowy pies i jestem w rozpaczy, jeśli nawet brzmi to tandetnie, jestem i chcę, żeby wróciła, zakopaliśmy ją blisko nas, z jej zabawką i kością, w zielonym kocyku, prawie jakby spała, szybkie "dobranoc" i już, wszystko o wiele za szybko i w ogóle to wszystko jest nie tak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz