zawiesiliśmy kolejnego anioła, ale przecież zupełnie nie o to chodzi, w sumie to był pusty, choć ładny gest, tak naprawdę jednak wszystko ogniskuje się wokół tego, że trzeba pożegnać psa, wszystko krąży wokół wątpliwości na ten temat, wokół żalu po stracie, chociaż pies jeszcze z nami jest, myślę, że choroba i umieranie są okrutne i straszne, równie jak nasza bezsilność wobec nich, myślę, że gdybym była silniejsza, mądrzejsza lub lepsza, to może dałoby się to inaczej rozwiązać, a moje poczucie winy wobec psa, że tak nie jest, jest ogromne, myślę, że czeka mnie wiele strasznych chwil i że będę płakała jak głupia, trochę nie jem, trochę nie śpię, trochę myślę o sobie źle, bo może powinnam go pielęgnować i podtrzymywać jego życie dopóki sam nie umrze, to by oczywiście wymagało ciągłej opieki, regularnych kontroli u weta i pewnie z czasem coraz większej ilości zabiegów, bo przecież będzie tylko gorzej niż teraz, ale przeraża mnie ta daremność, być może trwająca nawet lata, boli mnie cała ta udręka i psa, i moja, która będzie zamierzała donikąd, czy jednak myślałabym wówczas o sobie lepiej? tak naprawdę nie wiem i nie mam mocy, by to roztrząsać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz