czy ktoś was kiedyś obraził, przygwoździł do ziemi słuszną naganą, ale tak, że słowa uwięzły wam w gardle i zdławiła was upokarzająca bezradność? a potem przeżywaliście to po kilkakroć w myślach, w domu, nie mogąc się otrząsnąć z nieprzyjemnych uczuć, rozważając, co powinniście byli uczynić, powiedzieć, jak należało zareagować, aby się obronić i ocalić, czy przetrawialiście po kilkadziesiąt razy myśl, co byście zrobili następnym razem, czy zżerały was obsesyjne rozterki i plany, z których wszystkie w gruncie rzeczy były o tym, co rzeklibyście antagoniście, gdyby znowu się pojawił? z takich myśli, jeśli w porę ich nie wygasić i jeśli zjedzą one obrażonego człowieka, może się zrodzić obsesja, wybuchowa mieszanka mściwej nienawiści i wielkiego podziwu, zazdrości i uwielbienia - i o tym właśnie jest "Tancerz...", tak ja go przynajmniej zobaczyłam
******
w naszym teatrze grają Gombrowicza, no to jak nie iść? wybraliśmy się zatem....
można by z tego tekstu monodram zrobić, ale faktycznie obecność prawie cały czas milczącego, ale wytrwale wszechobecnego tytułowego mecenasa, w obstawie kobiet jego życia, wnosi do sztuki dynamikę i w istotny sposób ją wzmacnia jeśli chodzi o siłę wyrazu, w końcu nie da się pokazać Gombrowiczowskich form, bez zaistnienia relacji międzyludzkich, a te wymagają czegoś więcej niż solisty na scenie, kluczową postacią jest jednak ogarnięty obsesją na punkcie mecenasa Tancerz, czyli szalony epileptyk, którego brawurowo i z poświęceniem (zwłaszcza na poziomie ruchu scenicznego) grał młodziutki aktor J. Malcolm, i dobre to było, ta rola, ten wysiłek, te przerysowane gesty, rzeczywiście Gombrowiczowska gęba wisiała nad całym spektaklem, niewolnictwo formy, tworzenie, czy wręcz spotwornianie się wzajemnie przez ludzi, świetna była też scena, w której dzięki systemowi płacht i nagrań z kamery spacerujący mecenas pojawił się zwielokrotniony po kilkakroć w różnych miejscach sceny - genialna i bardzo piękna po prostu, nie do końca pełnokrwiste wydawały mi się postaci kobiece, które zblakły przy męskich, a chyba tak być nie musiało, kostium Tancerza.... wypadałoby uczynić z czegoś bardziej przepuszczającego powietrze, aktor z powodu mocnego światła na scanie i swojej dość wysiłkowej pod względem ruchu roli spocił się jak mysz i nie wyglądało to dobrze, pod koniec przedstawienia wyglądał po prostu jakby go ktoś wyłowił z basenu, scenografia pełna ruchomych ścian jest takoż jeszcze do przemyślenia, czasami niektóre elementy przesłaniają aktorów, a w przedstawieniu, w którym gesty są istotniejsze często niż słowa, warto to chyba dopracować... generalnie jednak była do dobra sztuka, Gombrowicz wybrzmiał, aktorstwo bardzo ok, wiele pięknych teatralnych pomysłów... tak, to było warte zobaczenia, intelektualnie mnie to niewątpliwie wciągnęło, choć emocjonalnie jednak nie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz