dzieci czytały swoje wiersze na corocznym konkursie, a ja jadłam chrusty i sernik, i to był miły wieczór, który jak co roku miał pozytywny klimat, tymczasem jednak jest ta jesień, więc patrzę na nich i myślę często, że przecież jest w nich Coś, ale poza tym jest jedna dziewczyna w jury, której nie znoszę - organicznie i bez przyczyny, nie umiałabym nawet tego dookreślić i jest też druga, którą lubię bardzo, są wreszcie nagrody, sukcesy, jest dobry czas, ktoś śpiewa, ktoś gra, ciut za długo, a mimo to jest to miły moment, często jednak patrzę na te cudze dzieci, patrzę na siebie wśród nich i myślę: "co z nami będzie?", zgryzam to chrustami, zagryzam sernikiem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz