osobiście uważam, że mnie poniosło, to miała być baśń o miłości, ale najwyraźniej jestem w tym zagadnieniu nieprawdopodobnie słaba, mam więc wrażenie pewnej kiczowatości i taniego sentymentalizmu, ale z drugiej strony, mam też jakąś tam słabość do tej bajki, wybaczam jej wszelkie niedociągnięcia, bo pamiętam z jakich myśli ona wyrosła, no tak, to pewnie dlatego
Kot i zegarek
„Opowiem ci o wszystkim w innym życiu,
kiedy oboje będziemy kotami”(„Vanilla sky”)
--------------------------------------------------------------------------------------
Tymczasem raz na
miliony niedookreślonych lat kociego życia, świat i cała jego uśpiona metafizyka
podają nam na tacy to, czego w niewypowiedziany sposób pragnęliśmy, nie umiejąc
tego nazwać.
Dłoń, a w niej ukryty
podarunek.
--------------------------------------------------------------------------------------
A
więc był kot i był zegarek. Kot był sympatycznym dziwakiem, a zegarek cenną pamiątką
po dawno zapomnianych ludziach i wydarzeniach. Kot wygrzebał zegarek w sklepie
z lekko i mocno używanymi starociami, zobaczył go i po prostu wiedział, że
właśnie ten zegarek będzie dla niego idealny, rzecz sama w sobie zaskakująca,
ponieważ kot nigdy wcześniej w ogóle nie chciał mieć zegarka, był bowiem
stworzeniem mocno osadzonym w przestrzeni, lecz z dużą nonszalancją
podchodzącym do czasu. Zatem kot i zegarek. Obaj mieli swoje tajemnice i
należeli do siebie nawzajem, kot posiadał zegarek, a zegarek posiadał kota.
Obaj byli chodzącą niedoskonałością i być może nikt inny nie chciałby być ich
posiadaczem, a być może trzymali się razem z powodu prawdziwej sympatii, tego
nikt nie wiedział i po prawdzie nikogo to aż tak znowu mocno nie obchodziło.
Zatem...
cóż było z nimi nie tak? Zacznijmy od kota…. Po pierwsze kot nie mruczał, wcale,
kot tylko nucił. Drobiazg w sumie. Ale ludzie zasypiali i tańczyli, słysząc te
kocie melodie. Po drugie kot był pokrętnym estetą, dostrzegającym piękno tam,
gdzie nie widział go nikt i w dodatku od wielu lat pozostawał więźniem tanich
sentymentów, jego dom przypominał więc muzeum rzeczy osobliwych, w którym
jednak panował histeryczny wręcz porządek. Co do sekretów…. (w końcu każdy
jakieś ma) kot należał kiedyś do wszechmocnej czarownicy, co więcej - należał
do niej przez setki lat i czuł każdą z tych setek w swoich starych kościach,
podobnie jak całą czarną i białą magię, która przylgnęła do niego w międzyczasie.
Oczywiście kot nie mówił o tym nikomu, bo żył w czasach, gdy czarownice
spotykano tylko w bajkach, a choć opinia dziwaka mu nie przeszkadzała, to nie
chciał być uznany za szaleńca, wiedział bowiem, że w takich razach ludzie
bywają nad wraz upierdliwi. Mało kto znał tego kota i mało kto mógł przypuszczać,
że pod jego błyszczącym okiem w kolorze jadeitu i jedwabistą sierścią kot nosi wyjątkowo
starą duszę, duszę która miała tysiąc lat, i pod ciężarem tej duszy także trzeszczały
kocie kości. Ale i o tym kot nie mówił nikomu, bo któż dziś wierzy w duszę?
(cóż to za bzdury z tą duszą, cóż to za wyświechtane metafory?! – kot domyślał
się reakcji świata, lecz sam wiedział na pewno, że dusze istnieją, w swej
życzliwej wyrozumiałości rozumiał jednak, że łatwiej i wygodniej jest nie
wierzyć w duszę, bo dusza to wielka odpowiedzialność, kto by tego chciał tak w
życiu, na co dzień?). Kot w ogóle mówił
mało, a może tylko rzadko mówił naprawdę, ale i tak wszyscy chętnie tańczyli do
nuconych przez niego melodii, zachwycali się zbieranymi przez niego
osobliwościami, głaskali jego błyszczącą sierść. Jak ty to robisz kocie? Jak
umiesz zobaczyć, wyszukać wyjątkowość i osobliwość nawet w garstce popiołu? Jak
stwarzasz wokół siebie swoje melodie, które podrywają ludzi do życia lub
usypiają do snu? Skąd płyną twoje piosenki? Zanuć coś dla nas? To był długi
dzień i idzie zmierzch, zanuć… Kot milczał i nucił, nikt nie znał tego kota.
I
pewnego dnia kot znalazł zegarek, którego nigdy nie chciał mieć, a który od
razu wydał mu się szczególnie ważny i piękny. Przez całą niekończącą się
sekundę w stercie rzeczy używanych kot widział tylko zegarek, jakby (wszech)świat
na chwilę zniknął i się unieważnił, ale ta chwila wystarczyła, by kot zapragnął
zegarka i od razu zabrał go ze sklepu. Pasowali do siebie. Ekscentryczny,
tajemniczy kot i pamiątkowy zegarek, lekko dziwny zegarek…, bo niby precyzyjny
mechanizm, niby racjonalny odmierzacz czasu bez cienia wątpliwości, bez wahań,
cyk, cyk, cyk, w dodatku był ze złota, piękny rzemieślniczy wyrób, wręcz dzieło
sztuki, które wyszło spod czułej i uważnej ręki jakiegoś wyjątkowo zdolnego
jubilera…. Niby, ale czas przykrył złoto patyną (bo czas nie zna litości), a
niezliczone wypadki życiowe obtłukły zegarek na jego obrzeżach, przysporzyły mu
nieusuwalnych pęknięć, no i w dodatku zegarek nie był aż taki precyzyjny, jak
można by tego oczekiwać, na pewno nie był taki zawsze. Były bowiem dni, gdy
zegarek biegł i gonił czas, szybko liczył sekundy, wirowały w nim odległe
gwiazdy i galaktyki, zegarek stawał się wirem pędzącego czasu, gotowym rytmicznym
tykaniem wchłonąć kosmos, minutnik nabierał tempa sekundnika, wskazówka
godzinowa śmigała w tempie minutowej, zegarek miewał takie dni, gdy pędził, nie
oglądając się na nic i na nikogo, kot zaś cierpliwie i czujnie wyczekiwał aż
zegarkowi minie szaleńcze przyspieszenie i ono mijało, precyzja stawał się
precyzją, czas wracał w utarte koleiny… a przecież były też inne dni. Dni, w
których zegarek odmawiał wszystkiego i zatapiał się wiecznym trwaniu,
spowalniał tak bardzo, że miał tygodniowe, miesięczne czasami opóźnienia
względem czasu rzeczywistego, względem prawdziwego świata, i płynęły wskazówki
zegarka przez gęstą jak zupa przestrzeń, wolniej można było już tylko stać. Kot
czule gładził zegarkową tarczę i przeczekiwał rozwleczony czas, i znów wszystko
wracało do normy, dzięki cierpliwości kota. Być może ktoś inny wyrzuciłby tak
kapryśny zegarek, ale kot był ekscentrykiem i zegarek po prostu go zachwycał, nikt
nie mógł przekonać kota o niefunkcjonalności zegarka.
- Po co ci to to? - mawiano.
- To najpiękniejszy zegarek jak
miałem - mówił kot. - Nie znacie się.
- Ależ on niczego nie mierzy!!
- Nieprawda, zawsze coś mierzy. Mierzy
czas, który trwa gdzieś indziej dla kogoś innego; czas, który już przeminął lub
który dopiero nastąpi, to magia, a nie usterka – uśmiechał się kot tajemniczo.
- Ale jest popękany, uszkodzony,
nawet tego złota już nie widać prawie….
- Jest świetny, po prostu trzeba
to zobaczyć, trzeba umieć patrzeć – upierał się kot.
- Kocie porąbańcu, daj go chociaż
do naprawy!
- Po co? – szczerze zdziwił się
kot. - On świetnie działa, a przecież jak coś działa, to nie naprawiamy…
- Ale on nie działa!!!! –
(dlaczego ludziom „życzliwym” tak bardzo brak cierpliwości?)
- Ależ działa, działa, po prostu
inaczej niż inne zegarki… jest jedyny taki i jest mój – tak uporczywe przywiązanie
kota do zegarka upewniało wszystkich o tym, że kot jest postacią prawdziwie
ekscentryczną, niektórych to irytowało, innych
urzekało, jeszcze inni mieli to gdzieś, wiadomo.
--------------------------------------------------------------------------------------
I
co dalej? Co może wyrosnąć z instynktownych przywiązań i przynależności?
Zgubili
się – kot i zegarek, gdzieś w tłoku innych wydarzeń, po prostu zgubili się. Nie bardzo wiadomo, jak
do tego doszło, ludzie, okoliczności, tłumy, przypadek i los, gra tysiąca
okoliczności. Zegarek skurczył się w sobie, zachrzęściły trybiki, sprężynki,
zatrzeszczały boleśnie śrubki, nowe pęknięcie wykwitło na tarczy zegarka. Nagle
i zaskakująco zegarek zatęsknił do dziwactw i niezgrabności kota, do jego
dziwnych melodii, które stabilizowały cały kosmos, do cierpliwego smutku w
tajemniczych oczach kota. „Gdzie jesteś kocie? Wracaj…” – wracaj, wracaj,
wracaj, tykał zegarek bez nadziei, że zostanie usłyszany, bo przecież tykanie
to bardzo cichy dźwięk…. Czas mijał,
wraca, wracaj, wracaj…. Proszę. I wtedy (i może to czary, a może przypadek?
tego nie wie nikt poza kotem, a on o tym nigdy nikomu nie powie, bo nie ma
takiego zwyczaju) znikąd pojawił się kot, dotknął zegarka i pogładził jego
tarczę, mówiąc:
- Widzę i słyszę twoją duszę cały
czas, jak przecieka przez palce moich myśli.
- A ja przez szczeliny swoich
tykań widzę twoją – odpowiedział zegarek – czemu ma tysiąc lat? Jak to możliwe?
- To niemożliwe – odpowiedział kot
z uśmiechem – i nie da się tego wyjaśnić.
- Wróciłeś po mnie? – spytał
zegarek.
- Wróciłem, bo mnie zawołałeś –
wyjaśnił kot.
I
już, i to wszystko. I żyli razem wystarczająco długo i byli szczęśliwi w
najlepszy z możliwych dla nich sposobów. Resztę opowiem innym razem, w innym
życiu, kiedy oboje będziemy kotami.
K.H. sp. z o.o.
dobra bajka jest dla wszystkich ;), to raz, a dwa, chyba po prostu określenie "bajki" wydaje mi się lekkie, niezobowiązujące, to takie pisanie nie do końca na poważnie, a ja czasami w tych opowieściach zawieram rzeczy, które dla mnie bywają nieprawdopodobnie poważne, więc żeby rozbić tę powagę, żeby mnie nie przytłoczyła, mówię sobie, że to tylko taka "bajka", chyba właśnie tak to działa
OdpowiedzUsuń