sobota, 30 maja 2020

"To kwestia wstydu. Poczucie winy sprawia, że człowiek zwyczajnie się wstydzi." Piotr Wójcik "Wina. Metropolia"- book tour 27 (30/52)

"Wina. Metropolia" Piotra Wójcika to jest książka o dynamice i temperaturze dziennikarskiej relacji z miejsca zbrodni. I to się może podobać, a zarazem to może przeszkadzać. Mnie naleciałości publicystycznego stylu, który pożerał niejako literackość powieści często przeszkadzały. Z drugiej strony na poziomie intrygi kryminalnej powieść mnie wciągnęła, szczególnie ten problem poczucia winy i destrukcji, którą sieje ono w życiu wielu osób, co dotyczy zarówno ofiar, jak i sprawców zbrodni, a także ludzi wydawałoby się postronnych. Do tego powieść oferuje dość złożone psychologie postaci, w tym zwłaszcza komisarza Pawła Góralczyka, który prowadzi śledztwo, całkiem ciekawa jest też rozbita na postaci narracja, która pozwala śledzić poczynania i myśli różnych osób uwikłanych w śledztwo w sprawie morderstwa - to wszystko sprawia, że "Wina" wciąga. A mimo to finał jest gorzki... i nie do końca umiem się z nim pogodzić.

Akcja zaczyna się od sceny brutalnego i wyrachowanego mordu na charyzmatycznym i wpływowym księdzu Nosolu w Katowicach. Z miejsca zbrodni ucieka na oczach świadków miejscowy łobuz, Dawid Kwiek, który wielokrotnie groził księdzu, w dodatku ucieka umazany jego krwią, więc pozornie sprawa wydaje się oczywista, mimo to jest to oczywistość, której zarówno prowadzący śledztwo komisarz Góralczyk, jak i czytelnik nie traktują serio. Miasto, które i tak rozdzierane jest wieloma konfliktami, zaczyna tętnić od domysłów i spekulacji, wszystkim zależy na szybkim wyjaśnieniu sprawy.  Ksiądz uwikłany był też w lokalną politykę, co w pewnym momencie drastycznie poszerza krąg podejrzanych o dokonanie zabójstwa. Z pewnością jego śmierć była na rękę dynamicznie działającej w mieście Frakcji Antyfaszystowskiej, która niedawno przerwała wykład księdza. Na arenie pojawia się też miejscowy przedsiębiorca Plura, właściciel spółki Katowickie Kamienice i jego pomocnik Marcin Wiśniewski, którzy w dyskusyjny sposób przejmują miejskie kamienice i pozbywają się z nich ubogich lokatorów poprzez szykany i podnoszenie czynszu, a zarazem starają się współpracować z Kościołem, by pozyskać intratne zlecenie. Ich także coś łączyło z zabitym księdzem, trudno jednoznacznie jednak orzec, jakie to były relacje - dobre czy złe. Tymczasem komisarz Góralczyk, pedantyczny outsider średnio lubiany w pracy, choć ceniony za skuteczność w śledztwach, doświadcza stanów lękowych i trafia pod opiekę policyjnej psychiatry, pięknej Marty, jednocześnie stara się wnikliwe prowadzić śledztwo w sprawie, która staje się coraz mniej jednoznaczna. Wkrótce dochodzi do kolejnej zbrodni...., a jej ofiarą pada znowu osoba wpływowa i znacząca w katowickiej polityce. Cała ta intryga jest ciekawie pomyślana. Nieoczywista psychologia postaci, skomplikowane relacje i równie skomplikowana sieć połączeń w polityce lokalnej Katowic - to wszystko wciąga czytelnika w świat powieści, sprawia, że chce on śledzić akcję aż do rozstrzygnięcia, by poznać prawdę, by odkryć sekrety bohaterów. Ten krymialno-sensacyjny nerw oraz umiejętne budowanie sieci napięć i zależności są mocną stroną tej powieści. Podobnie zresztą jak wątek dewastującego rzeczywistość poczucia winy, który przenika akcję utworu czy bardzo dobra znajomość topografii Katowic, które są miejscem akcji i do których autor dość umiejętnie czytelnika przenosi. Ciekawym zabiegiem jest też pewna migotliwość punków widzenia, z których czytelnik śledzi rozwój wydarzeń. Narrator ukazuje bowiem sytuację z perspektywy kilku kluczowych postaci, ich emocji, refleksji, osobistych uwikłań, co daje odbiorcom bardzo bogaty wgląd w powieściową rzeczywistość. A jednak....  "Wina. Metropolia" to powieść niewolna od niedoskonałości.

Po pierwsze... jest wiele takich momentów w relacji wydarzeń, w których nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że czytam relację reportera w gazecie. Piętrzenie konkretów, rzeczowych opisów, takie strzelanie zobiektywizowanymi informacjami przypomina dobry reportaż i czasami zdarza się to mocno z dość literacką w ujęciu językowym psychologią i emocjonalnością postaci, która jakby pojawia się gdzieś pomiędzy tymi rzeczowymi konkretami. Czasami daje to ciekawy efekt, dynamizuje przebieg wydarzeń, buduje nieoczekiwane kontrasty, a czasami - jeśli zbyt długo styl publicystyczny przeważa nad literackim - jest to po prostu męczące i tworzy pewne stylistyczne pęknięcia w powieści. Konstrukcja intrygi sensacyjnej wydaje się bardzo przemyślana, choć istotny dla jej rozwoju wątek aborcyjny pojawia się w toku akcji dość późno, można to oczywiście logicznie uzasadnić przebiegiem śledztwa, które stopniowo odkrywa sieć połączeń między postaciami uwikłanym w zbrodnię, ale z literackiego punktu widzenia, pamiętając, że perspektywa trzecioosobowego narratora jest zwykle perspektywą szerszą i rozleglejszą niż ogląd, który mają bohaterowie, pewne sygnały dotyczące tak kluczowego wątku powinny były pojawić się wcześniej niż w drugiej części toku akcji powieści, aby kompozycja świata była kompletna. No i w kwestii fabuły oraz treści... wiele jest w "Winie" celnych reflacji o roli Kościoła w życiu społecznym, wiele psychologicznie trafnych uwag o emocjonalnej sferze życia człowieka, ale... jest jeden wątek, którego zwieńczenie uważam nie tylko za w pewnej mierze społecznie szkodliwe, ale i za bardzo niekorzystne i niewiarygodne na płaszczyźnie psychologii postaci...
(UWAGA: dalszy ciąg zawiera drobne spoilery)

Jeden z bohaterów powieści w młodości uczestniczył w przestępstwie seksualnym, nigdy się nie przyznał, nie zadośćuczynił, nie poniósł żadnej kary, ale to wydarzenie zniszczyło jego życie i osobowość, z powodu dręczącego go poczucia winy, mimo upływu lat nie umie sobie z tym poradzić. W pewnym momencie akcji o jego czynie sprzed lat dowiaduje się wiele osób, co on sam przyjmuje ze zrozumiałą mieszanką wstydu i ulgi, tym bardziej że sam się do tego przestępstwa przyznał. I co? I nic. Nadal nie ponosi żadnych wymiernych konsekwencji. Jego znajomi i zwierzchnicy uznają sprawę za przedawnioną, za wybryk z młodości lub zwyczajnie wybaczają bohaterowi ze względu na jego późniejsze zasługi, choć nie w ich gestii leży wybaczenie. Jest to o tyle mało przekonujące, że sam bohater zdaje się także oczekiwać, potrzebować i domagać się kary, która przyniosłaby mu swego rodzaju ulgę. Czytelnik także tego się spodziewa i sposób, w jaki inne postaci bagatelizują pełen bezmyślnej przemocy czyn, którego dopuścił się bohater stanowi nieprzyjemny dysonans. Nie spodziewam się wielkiej kary, ale jakieśkolwiek konsekwencje za seksualne przestępstwo bohater powinien był ponieść. Tymczasem jego wina się rozpływa, choć miała niezwykle destrukcyjny wpływ na wielu ludzi. I to nie jest dobre rozstrzygnięcie. Psychologicznie jest to nieprzekonujące, bo przez większość powieści bohater wydaje się potrzebować kary, a i cała fabuła "Winy" zmierza ku temu, by pokazać, że każda zbrodnia domaga się wyrównania i może pociągać kolejną, jeśli ono nie nadejdzie. Poza tym pokazywanie w powieści, że przestępstwo seksualne może ulec "przedawnieniu" i nie generować żadnych konsekwencji, budzi mój sprzeciw na płaszczyźnie czysto etycznej jako czytelnika, bo uważam takie przesłanie za szkodliwe. I w jakimś sensie zepsuło mi to lekturę tej skądinąd ciekawej i wciągającej powieści. Wina za zbrodnię, za krzywdę wyrządzoną bezbronnemu to poważna sprawa, zwłaszcza jeśli jest ona też przestępstwem w rozumieniu kodeksu karnego, nie da się jej spłycić samym wstydem lub przyznaniem się, ani wybaczeniem innym niż wybaczenie ofiary. Bez kary i konsekwencji wina nigdy się nie kończy, w głowie sprawcy, w pamięci ofiary czy świadków ta zbrodnia nadal żyje i trwa. I tak naprawdę to widać w finale głównego wątku sensacyjnego "Winy", a zarazem ulega to podważeniu w rozwiązaniu losów jednej z głównych postaci. I jakoś fałszywie mi to zabrzmiało, cały ten dysonans w treści, psychologii czy nawet wymowie utworu, ale nie tylko. Bo także mnie jako człowiekowi źle to wybrzmiało: że jak zrobisz komuś bezbronnemu, z premedytacją wielką krzywdę, która zmienia tę osobę na zawsze i to nie na dobre, a potem jest ci z tym źle i minie wiele lat, to można ci odpuścić i to jest w porządku? No właśnie nie jest, wobec absolutnie wszystkich, nie jest. "To kwestia wstydu".

Za możliwość przeczytania książki i za zupełnie prawdziwy żal oraz smutek i gniew, które poczułam dziękuję organizatorce book tour Andżelice z Czytam dla przyjemności oraz autorowi Piotrowi Wójcikowi.









1 komentarz: