środa, 20 maja 2020

"(...) blizny uświadamiają nam, jak silni jesteśmy lub jak słabymi możemy się stać." T. S. Tomson "Próba sił" - book tour 25 (28/52)

"Próba sił" T.S. Tomsona to piękna powieść grozy. Ma ona swoje usterki, pewne luki w spójności, jak to debiut, ale zdradza też, że pisał ją człowiek o wrażliwej i oryginalnej wyobraźni, która pozwoliła nadać temu utworowi niesamowity, konsekwentnie mroczny, ale pozbawiony kiczu klimat, a także stworzyć ciekawe postaci i wręcz genialne, nieprzewidywalne, a przede wszystkim psychologicznie błyskotliwe zakończenie. 


Bohaterów powieści poznajemy w kilku odsłonach. Oczywiście najważniejsza jest staruszka Rose i jej mieszkająca w miasteczku Tensas rodzina - rozsądna i silna córka Katie, jej mąż Stephen, udomowiony przez nią niegdysiejszy łobuz oraz ich ukochana córka Amy, istotny jest też przyjaciel rodziny - potężnie zbudowany wdowiec Ed i jego pies. Widzimy ich jako zżytą grupę oraz jako osobnych ludzi, za którymi stoją ich zawikłane zwykle biografie i trudne wspomnienia. Jednocześnie śledzimy losy wielkomiejskiej ekskluzywnej prostytutki Sam, dziewczyna zostaje mocno poturbowana przez klienta i doświadcza swego rodzaju cudu, który skłania ją do podjęcia podroży w kierunku miasteczka Tensas. Wkrótce zaczyna jej towarzyszyć młody chłopak poznany przypadkowo w barze, czyli Rob, który pomimo skomplikowanego i pełnego kłopotów życia rodzinnego decyduje się początkowo dla pieniędzy, a później z własnego przekonania pomagać dziewczynie. W dodatku ściga ich Tony, miejski mafiozo, który nie chce bym Sam wymknęła się jego władzy. Konstrukcja powieści umożliwia poznanie każdego z bohaterów z osobna zanim w Boże Narodzenie spotkają się oni wszyscy w domu Rose. Można obserwować jak ich życiowe ścieżki wiodą ich do miejsca spotkania, w tle dzieją się zaś w międzyczasie rzeczy dziwne. Upiorne dzieci, które pojawiają się w snach i wizjach gdzieś na krawędzi jawy i nierzeczywistości, wychodzące z lasu agresywne wilki i tajemnicze postaci, mówiący zagadkami i jakby cudzym głosem ludzie, dziwaczne i prawie niemożliwe słowa i zachowania osób z najbliższego otoczenia bohaterów i wreszcie śnieżyca, która niespodziewanie odcina miasteczko Tensas od świata, by uczynić je areną odwiecznej walki dobra i zła, walki, która nigdy się nie kończy. A nad tym wszystkim piękny upiorny detal w postaci migającej lampy tuż pod domem Rose. Lampy, która niezależnie od działań ludzi zdaje się "żyć" i funkcjonować według własnych zasad.

Mocną stroną powieści jest umiejętne budowanie atmosfery grozy, gęstego od niedopowiedzeń napięcia, które powoli narasta wokół postaci. Obwiałam się nawet, że finał nie udźwignie tych nagromadzonych emocji i skrzętnie budowanego niepokoju, ale muszę tu zaznaczyć, że właśnie kulminacja powieści jest chyba jej najlepszą częścią. Nie tylko zaskakuje, ale także na płaszczyźnie etycznej i filozoficznej daje podstawę do refleksji, zostawia czytelnika z tysiącem wątpliwości co do struktury świata i ludzkiej natury. Nie ma dobra i zła są tylko wybory, które potem trzeba udźwignąć.  Genialną zmyłką było wykorzystane kilku cytatów oraz biblijnych motywów w budowaniu akcji (pomazane krwią drzwi, ofiara, trudna wędrówka do miejsca próby, znaki na ciele). Te nawiązania nie niosły ze sobą bowiem wbrew pozorom oczywistych rozstrzygnięć fabularnych, które miałyby chrześcijański charakter, były tylko sygnałami powtarzalności pewnych doświadczeń, ale nie dawały gotowych odpowiedzi. Warto też zwrócić uwagę, że na drugim planie powieści i w epizodach pojawiają się interesujące postaci, które jakby potwierdzają swoimi losami, że w próbach, które człowiek przechodzi najważniejszy jest moment wyboru. Świetnie prowadzona i wzbogacająca wątek główny jest na przykład dość dramatyczna historia braci, Lucasa i Andersa, czy epizodyczny wątek lokalnego nauczyciela z Tensas, Georga Willisa. Poza tym o całej mrocznej i wciągającej aurze powieści stanowi też jednolitość stylu, konsekwencja o obrazowaniu, w budowaniu rzeczywistości pełnej drobnych, lecz wyrazistych sygnałów niesamoistności i grozy, ale też pełnej swego rodzaju piękna, bo jest w niej miejsce, a przyjaźń, lojalność czy miłość, a nawet prawie poetyckie, nastrojowe opisy świata. Jest w "Próbie sił" wiele elementów wartych uwagi, które czynią z niej powieść po prostu dobrą, która swoim klimatem uwodzi i wciąga czytelnika na tyle, że łatwo jest jej wybaczyć usterki, o których kilka słów dalej.

Na obwolucie pisarz przyznaje się do fascynacji twórczością S. Kinga i tę fascynację widać w powieści, w jej kompozycji, nastrojowości, motywach, po prostu na wielu planach. Jest to szlachetna inspiracja, ale i ryzykowana. Stając obok Kinga, bardzo łatwo jest wypaść gorzej. King jako pisarz jest bowiem rzemieślnikiem niezwykle sprawnym i mocno panującym nad swoim tworzywem. T.S. Tomson nie ma jeszcze jego biegłości i czasami pewne niespójności w akcji i kompozycji mu się po prostu zdarzają. Kingowski pomysł na śledzenie kilku postaci na raz i poznanianie ich poprzez pokazywanie ich drogi do punktu spotkania jest oczywiście świetny, ale trudno w nim zachować pewną równowagę w prezentacji postaci, zwłaszcza jeśli w fabule pojawiają się epizody będące niekiedy ślepymi zaułkami fabuły. Zdarza się autorowi "Próby sił", że porzuca daną postać na zbyt długo, choć pozostawił ją w atmosferze pewnej zagadkowości. Np. pewna rodzina wychodzi z domu i jest komentarz, że dziewczyna nigdy nie ujrzy już swojego misia. Fabularnie komentarz ten jest mocno przedwczesny, poza tym rodzina jest pozostawiona na rzecz innych postaci na tak długo, że jak już się pojawia, to  czytelnik prawie zapomniał, czemu opuściła dom i w jakich okolicznościach. Jest kilka świetnych scen, z których nic nie wynika na potem i choć same w sobie literacko są one ciekawe, to autor porzuca zadzierzgnięte w nich wątki i w efekcie nie zawsze wiadomo, po co była dana scena, dobrym przykładem jest tu bójka w barze z udziałem dwóch głównych bohaterów z lokalnym łobuzem. Przebieg sceny jest dynamiczny, pełen dramaturgii i wydaje się, że na tym się ten konflikt skończyć nie może, co wnika z przebiegu samej akcji i z późniejszych rozmów postaci, po czym... temat znika. Scena była duża i fajnie napisana, ale prowadziła donikąd, nic niej nie wynikało ani dla bohaterów, ani dla wątku głównego. Inna sprawa, postać Rose - bardzo bogata osobowość, starsza kobieta, wizjonerka, zostaje w drugiej fazie powieści sama w domu, dzięki snom wie, co ma robić i.... nie robi nic. Ani koniec jej losów nie ma znaczenia dla głównego wątku, ani nie da się go spójnie połączyć z losami wnuczki. Czy na przykład postać Aidy.... pojawia się znikąd, pod koniec powieści i trudno orzec, jakie jej losy mają znaczenie dla całości, choć sam pomysł na postać, na jej historię jest znakomity i poruszający. Takich drobnych luk w fabule czy w konstrukcji bohaterów jest trochę. A mimo to.... kończąc czytanie "Próby sił" miałam poczucie, że to jest powieść bardzo interesująca i że jej autor ma prawdziwy talent i kreatywną wyobraźnię. Mimo usterek, które widziałam dałam się tej opowieści porwać, udzieliła mi się jej nastrojowość, obchodził mnie los postaci. Myślę, że jest w "Próbie sił" umiejętnie zbudowana groza, która dotkliwie przystaje do rzeczywistości, jest też pewna ponadczasowa prawda o nieoczywistości zła i dobra oraz o wadze ludzkich wyborów. T.S. Tomson... - ciekawe pisanie, wielki potencjał, chętnie coś jeszcze tego autora przeczytam.

Za możliwości przeczytania książki dziękuję organizatorce book tour Andżelice Jaczyńskiej ze strony Czytam dla przyjemności oraz autorowi T. S. Tomsonowi





 


1 komentarz: