Kryminał retro przyjemnie ocierający się o stylistykę noir, czyli "Glatz" Tomasza Duszyńskiego czytałam z... przyjemnością, zaciekawieniem, a nawet z pewnym podziwem dla autora, jest to bowiem powieść dobra, interesująca, a przede wszystkim inteligentnie napisana. I oczywiście można powiedzieć, że jest Duszyński i jego pełne tajemnic powojenne Kłodzko spadkobiercą popularności pisarstwa Krajewskiego oraz mrocznego Breslau znanego nam z serii kryminalnej o Mocku, ale trzeba tu dodać, że jest to spadkobierca, z którego Krajewski może być dumy, ponieważ nie ma w "Glatzu" ani elementu niewolniczego naśladownictwa, ani braku własnej inwencji w zakresie kreacji postaci czy pomysłu na akcję utworu. Duszyński kreuje kompletny i osobny świat, nie tylko bowiem bardzo rzetelnie i plastycznie opisuje zupełnie inne miasto, ale też kreuje wyrazistych bohaterów oraz pełną volt, wciągającą czytelnika intrygę. I jest jeszcze coś... co w "Glatzu" podobało mi się szczególnie: refleksje o ludzkiej naturze - bardzo uniwersalne, a zarazem mocno osadzone w latach dwudziestych ubiegłego wieku. Co cenne refleksje te pozbawione są natrętnego moralizatorstwa i są tak płynnie wplecione w wydarzenia, że wypadają naturalnie, a jednocześnie bardzo przenikliwie, filozoficznie i aktualnie.... aż można poczuć się nieswojo, że ludzka natura aż tak się nie zmienia.
"To [kryzys i chaos po wojnie] nie minie szybko. Na biedzie łatwo robić politykę tym, którzy są u władzy. Populistyczne hasła łatwo się przyjmują na niestabilnym gruncie, wystarczy odpowiedni moment, by pociągnąć za sobą ludzi. Wtedy nawet radykalne twierdzenia, których człowiek rozsądny nigdy by nie zaakceptował, znajdą zrozumienie i poparcie." (T. Duszyński "Glatz")
Fabuła zaczyna się rzecz jasna od morderstwa... Na moście nocą pojawiają się okrutnie okaleczone zwłoki miejskiego rajcy, kilka dni wcześniej w dziwnych okolicznościach gnie major żandarmerii, te wydarzeni wstrząsają leżącym na peryferiach Rzeszy Kłodzkiem, w którym ciągle jeszcze pulsują podskórne konflikty i niepokoje oraz złe wspomnienia i wrogie nastroje będące konsekwencją dopiero co skończonej wojny. Niewiele trzeba, aby pchnąć miasto w kierunku chaosu. By wspomóc miejscową policję, z Berlina przyjeżdża tajemniczy Wilhelm Klein, krewny lubianego prezydenta miasta, a zarazem mocno okaleczony podczas tortur bohater wojenny. Kłodzcy policjanci traktują intruza z dystansem, a nierzadko z niechęcią, ale szybko zaczynają go podziwiać, wokół Kleina powstaje legenda. Wysoki, pewny siebie, inteligentny, przenikliwy, skryty, zawsze o kilka kroków wyprzedza ambitnego komisarza policji. Przybysz szybko też tworzy własną grupę śledczą, wybierając do niej do niej młodego, dynamicznego i znudzonego pracą papierkową Jurgena Rotha oraz zbuntowanego i znającego ciemne zaułki miasta zabijakę, wachmistrza Franza Koschelę, który jest bodajże najbardziej nieoczywistą i złożoną postacią w całej powieści. W mieście dzień po dniu giną w drastycznych okolicznościach kolejne osobistości, giną w nieprzypadkowych miejscach, układających się w znaczące miasto geometryczne figury, które sprawiają, że Kłodzko huczy od podejrzeń i niewystygłych animozji. O geometrycznych mordercach mówią wkrótce w Rzeszy wszyscy, sprawa staje się spektakularna i głośna, a naciski by ja rozwikłać są coraz większe. Intryga prowadzona jest w powieści bardzo precyzyjnie, wszystkie wątki prowadzą w kierunku kulminacji, która jednak pozostaje w znacznej mierze nieprzewidywalna i złożona. Fabularnie jest to powieść po prostu bardzo interesująca i niebanalna, a sposób, w jaki intryga kryminalna łączy bardzo różne zbrodnicze motywacje (które z jednej strony są mocno osobiste i dotkliwe, a z drugiej mają charakter niemal terrorystycznej próby dokonania straceńczej manipulacji całym narodem) jest naprawdę świetny.
Co do bohaterów.... najważniejszym bohaterem jest chyba Kłodzko. Jego ulice, mosty, hotele, restauracje, mieszkania, ale i zaułki, podziemia, bramy oraz nade wszystko potężny cień Twierdzy padający na życie mieszkańców. Z dużą dokładnością, świadomością przestrzeni oraz wiedzą dotyczącą realiów życia w Kłodzku w roku 1920 podszedł autor do opisu tego miasta. I czytelnik czuje się porwany przez to miasto, czuje się do niego zaproszony, bo to jego klimat i ta napięta powojenna atmosfera budują nastrojowość całego utworu. Od początku można mieć wrażenie, że Kłodzko ma w sobie jakiś niewypowiedziany niepokój, jakiś mrok, sekret, że można się w nim zgubić i zatracić, i to uczucie narasta w toku fabuły. Bardzo mi się w tym Kłodzku podobało. Jeśli zaś chodzi o ludność, jeśli chodzi o bohaterów...
"Glatz" pełen jest na wszystkich planach interesujących postaci, takich naprawdę przemyślanych osobowościowo konstrukcji, choć... w większości są to mężczyźni. Agnes, jedyna chyba nieepizodyczna postać kobieca, jest urokliwa, ale przypomina bardziej męskie senne marzenie o tajemniczej nieodgadnionej kobiecie, czułej i silnej opiekunce, ale zarazem pięknej błyskotliwej manipulantce, przez większość fabuły wydaje się oniryczna i nierzeczywista, jakby wycięta z niemego kina lat 20-tych. Ma to swój wdzięk i retro urok, ale jako osobowość Agnes nie zawsze przekonuje, wykonuje wiele efektownych działań (naga śpi z gorączkującym Kleinem, "pomaga" w śledztwie), które sam w sobie niewiele wnoszą. Natomiast bohaterowie męscy to ludzie pełnokrwiści, często ekstremalni w swoich czynach i emocjach, ale też pełni bardzo ludzkich słabości i niezwykłej dynamiki, potrafią zaskoczyć, bo niezależnie od etapu rozwoju fabuły jako osobowości pozostają zdolni do tego, by zadziwić odbiorcę. Nie ma tu w zasadzie postaci nudnych, każda ma jakiś zaskakujący fundament i to jest wielka siła tej powieści. Przykładowo wachmistrz Koschella wydaje się początkowo tylko bezczelnym osiłkiem, z czasem jednak ujawnia błyskotliwą inteligencję, siłę charakteru, a nawet dużą wrażliwość i zdolność do refleksji. Niesamowicie się rozwija, zresztą nie tylko on. Nawet etatowo mało sympatyczny komisarz Richter pokazuje ludzką twarz, wahania, niespełnione ambicje maskowane gniewem, toksyczną zazdrość, ale i poczucie niespełnienia. Często można odnieść wrażenie, że Duszyński stworzył postaci tak żywotne i złożone, iż w toku tworzenia powieści wymknęły się u one i zaczęły jakby same rozrastać. Niektóre, choć wydawały się istotne, usunęły się, inne - rozrosły się i mocno odsłoniły w toku akcji. W efekcie zdarza się, że wstępny rysunek bohatera czasem nie do końca pasuje do tego, jakim ostatecznie człowiekiem okazuje się on być w perspektywie całości, pojawiają się zatem drobne pęknięcia w spójności postaci, które zresztą nic tym postacią nie ujmują. Nawet w epizodach można znaleźć bohaterów, którzy są zwyczajnie ciekawi jako ludzie (umierająca na raka burdelmama, fotograf Marx czy sympatyczny Czech Karel Svoboda) i razem współtworzą bardzo bogatą galerię postaci "Glatza", można się w tej galerii czasem zgubić, ale można też poczuć się jak w miejskim tłumie pełnym prawdziwych, znaczących ludzi, za którymi stoją ich historie i emocje.
"Glatz" Tomasza Duszyńskiego... mocny, solidny kryminał, chyba nawet już czekam na kolejną część i szansę na następny spacer po Kłodzku.
Za możliwość przeczytania powieści dziękuję organizatorce book tour, Monice z Zaczytanego świata Moni oraz autorowi Tomaszowi Duszyńskiemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz