poniedziałek, 30 grudnia 2019

Agnieszka Zakrzewska "Do jutra w Amsterdamie" - book tour 15

Książka Agnieszki Zakrzewskiej "Do jutra w Amsterdamie" jest trochę powieścią obyczajową, trochę romansem, a chwilami trochę kryminałem czy wręcz powieścią sensacyjną, ma nawet cechy rodzinnej sagi, do tego niekiedy pisana jest prostym, choć konsekwentnie literackim językiem, a niekiedy bardzo zmetaforyzowanym i poetyckim, balansującym wręcz na krawędzi kiczu i nie zawsze to gatunkowe oraz stylistyczne rozdarcie służy utworowi, a pomimo tego jest w tej historii coś niezwykle przyjemnego, coś co sprawiło, że kończyłam ją z pewnym żalem i niedowierzaniem, że tu Już. Jest to bowiem książka warta uwagi, zabierająca odbiorcę w ciekawą i przyjemną podróż do Niderlandów, a przede wszystkim książka, w której miło się człowiekowi czytającemu przebywa.


Główną bohaterkę - Agnieszkę, poznajemy w chwili, gdy wezwana przez starszą siostrę, Julkę z dnia na dzień podejmuje decyzję o wyjeździe do Haarlemu w Holandii. Początkowo wiemy tylko tyle, że Julka sprząta domy, by spłacić długi byłego męża i nagle za bardzo sowitą opłatą musi wyjechać z jednym z pracodawców do Afryki, ale że nie chce tracić pozostałych klientów, to prosi siostrę o zastępstwo. Agnieszka pakuje się i jedzie, w Polsce nic jej nie trzyma, nie ma pracy, mężczyzny, żadnych wyrazistych planów, jest młoda, gotowa na wyzwania i przede wszystkim chce pomóc Julce. W Holandii okazuje się, że Julka wyjechała wcześniej i mimo obietnicy nie odebrała młodszej siostry ani też nie ostrzegła jej, że wysyła po nią Prospera, przyjaciela i jak się później okazuje swojego ukochanego. On ma zaopiekować się zdezorientowaną Agnieszką i wdrożyć ją w pracę wykonywaną dotąd przez starszą siostrę.... I już na początku, w pierwszych rozdziałach można zauważyć, że autorka zawiązuje mnóstwo wątków, nad którymi ciężko będzie w pełni zapanować, a warto dodać, że w toku powieści pojawią się jeszcze kolejne. Jest tajemniczy wcześniejszy wyjazd Julki, która - jak szybko się okazuje - wplątała się w aferę przemytniczą. Jest wątek romansu Julki z Prosperem, rodowitym Senegalczykiem. Jest dość długo niedookreślona i złożona przeszłości Agnieszki, która znacząco rzutuje na jej zachowania oraz postawy w toku powieści, w tym są to nie tylko jej osobiste przeżycia z młodości, ale także przeszłość jej rodziny, w tym szczególnie związana z ojcem. Są rodziny, u których sprząta Julka, a w jej zastępstwie Agnieszka i z których każda ma jakby osobną linię tematyczną w powieści, osobne problemy, swoją historię (przezywająca kryzys rodzina Hanka, Charlotte i ich córek pełen; pełen pięknych, ale i traumatycznych wspomnień dom staruszki Annemarie; dom prokuratora Jana, który ma tajemniczą przeszłość i służącą Anneke, której starania o adopcję też poznajemy). Jest wreszcie wątek przyjaźni Agnieszki i Prospera oraz rasistowskiego napadu, którego doświadczają - więc w zasadzie wątki o zacięciu sensacyjnym są w powieści dwa (afera przemytnicza, którą odkryła Julka i napad na Agnieszkę i Prospera), są one zupełnie osobne, ale całe czas obecne na drugim planie wydarzeń powieściowych. Wątki miłosne na pierwszym planie są aż trzy: Julka i Prosper, Agnieszka i szef Prospera - Jeroen, Agnieszka i Stijn, do tego drugi plan, w którym też pojawiają się zawikłane relacje romantyczne innych postaci, które Agnieszka poznaje w Holandii. Jest wreszcie rozbudowany wątek emigracyjny, historia grupki Polaków, których bohaterka poznaje, jadąc do siostry i z którymi utrzymuje kontakt, którym pomaga, spotyka się z nim, i którzy siłą rzeczy zostają uwikłani w jej losy, szczególnie dotyczy to Bożeny i jej syna, doświadczających wszelkich trudów emigracyjnego życia. Jak widać powieść aż tętni od różnorodności tematycznej. I to w jakimś sensie jest to imponujące, tylko z drugiej strony nie da się tych wszystkich wątków z tą samą uważnością poprowadzić. Więc z jednej strony "Do jutra w Amsterdamie" kipi bogactwem treści, a z drugiej konstrukcja powieści nie zawsze ten natłok wytrzymuje. Niektóre wątki więc się rwą, wykolejają w toku akcji, i w sumie nie wiadomo po co są,  bo giną nieukończone, niedopowiedziane, choć nie brak też takich, które są dobrze prowadzone i skutecznie utrzymują napięcie powieściowe oraz uwagę czytelnika. Czytając, nie mogłam oprzeć się  jednak wrażeniu, że autorka powieści jest osobą niepospolicie pomysłową i ma sporą twórcza wyobraźnię, ale chce na raz powiedzieć za dużo, boi się stracić dobre pomysły, więc upycha je na raz w jednej powieści, by niczego nie stracić. W efekcie "Do jutra w Amsterdamie" porusza wiele tematów, ale nie każdy z nich wyczerpuje i dopowiada, bo zwyczajnie kompozycja nie wytrzymuje ich natłoku, a szkoda, bo de facto zarówno to jak zbudowane są poszczególne watki, jak i same pomysły na tematy poruszone w powieści są ciekawe i warte by je rozwinąć i dokończyć.

Przykładowo: najsłabiej wypada jeden z wątków kryminalnych. Opowieść o tym jak Julka uwikłała się w walkę z handlarzami ludźmi jest może ciekawa i dotyczy rzeczywistych problemów, ale zawiera wiele logicznych luk. Znamy ją tylko z powierzchownej relacji Julki, wiemy też, że musiała wyjechać, bo sytuacja była dla niej groźna, ale potem nagle wraca z powodu wypadku Prospera i nic z tego powrotu nie wynika. Ani się specjalnie nie ukrywa, ani nie ma policyjnej ochrony, ani nie uczestniczy w żadnym procesie, w sumie nie wiadomo, co się stało z tą całą sprawą, wszystko się rozmywa, nawet zaangażowany w całą sytuację prokurator, który ciążko pracuje nad jej sfinalizowaniem, z czasem jakby zapomina o wszystkim i przestaje nawet aluzyjnie ten temat poruszać. Wątek ginie i urywa się niedopowiedziany, co więcej wydaje się, że można by bez szkody dla całości utworu z niego zrezygnować, poprzestając na tym, że ot Julka wyjechała, żeby zarobić duże pieniądze i spłacić stare długi, brak innych motywacji nie zaszkodziłby wcale logice akcji. Wraz z tym wątkiem można by usunąć prokuratora Jana, który jest też najbardziej niedokończoną postacią. Julka u niego pracowała, wiemy, że pomógł jej wyjechać i prowadził sprawę, w którą była uwikłana, ale po jej powrocie ani razu ze sobą nie rozmawiają, ani się nie spotykają. Wiemy, że Jan kiedyś kochał Polkę, ale nie skończyło się to szczęśliwie. I tyle. Jako postać jest to bohater ciekawie wymyślony (godny osobnej powieści), ale pozostaje nieukończony, jego tajemnice, osobowość pozostają w ukryciu, z czasem ten bohater ginie w natłoku innych i trudno orzec, jaką pełni funkcję w całej opowieści, jakie treści wnosi. Jego także można by bez szkody dla głównego nurtu akcji pominąć. O wiele ważniejszy dla losów kluczowych postaci jest drugi wątek sensacyjny, czyli kwestia rasistowskiej napaści na Prospera, w obronie którego staje przeciwko dwóm agresywnym Polakom Agnieszka. To jest ważny temat: tolerancja i postawy wobec jej braku. Poza tym ta dość sprawnie prowadzona na drugim planie historia wnosi wiele napięcia i dynamiki do całej akcji, jest dobrze zakończona, wybrzmiewa, dodatkowo wprowadza zmianę w relacji Julki i Prospera, pozwala im niejako scementować związek. To własnie jest dobrze prowadzony i celowy wątek i on w zupełności by wystarczył. Prokuratora Jana, jego gosposię Anneke, czy dziewczynę, która odkrywa nieuczciwe interesy i stara się pomóc ofiarom handlu ludźmi można by wyjąć w całości z "Do jutra w Amsterdamie" i stworzyć osobną powieść, bo sam pomysł jest dobry, ale tu nieco na siłę wciśnięty wiele traci ze swojego fabularnego potencjału, ta jak wiele tracą uwikłane w tę historię postaci, o których można by powiedzieć pełniej i więcej, gdyby dać im szansę zaistnieć w innej powieści. 

Pomimo tej tematycznej klęski urodzaju powieść Agnieszki Zakrzewskiej jest jednak interesująca i przyjemna, bo stworzono w niej świat, w który czytelnikowi łatwo jest się zaangażować. W głównej mierze jest to zasługa dobrze opisanych i zbudowanych relacji bohaterów. Więzi rodzinne, przyjacielskie, miłosne wypadły bardzo przekonująco, prawdziwie. Wyjątkiem jest nieco zbyt cukierkowy i nie do końca podbudowany psychologicznie romans Agnieszki i Stija, długo trwa rozbudzanie wzajemnego zainteresowania, jednak samo to jak bohaterowie dojrzewają do tego, by się odnaleźć jest ciekawe i ładne, ale potem nagle, niemal szast prast po jednej scenie robi się z tego wielkie uczucie. Niewiele ten gwałtowny przeskok zwiastowało, nie wynikał on też z osobowości bohaterów, gdyż oboje są raczej zachowawczy, on nieśmiały, a ona z bagażem złych wspomnień. Oczywiście w romantycznym sensie ten emocjonalny wybuch wypada bardzo efektowne i ekscytująco, ale na płaszczyźnie psychologicznej wiarygodności nie do końca przekonuje. W dodatku towarzyszą temu uczuciu dość napuszone i poetyckie opisy emocji, które zgrzytają na tle dotychczasowego języka narracji i dialogów. Można to wszystko jednak uznać za dziedzictwo rodem z romansowej konwencji, z którego autorka korzysta i dla której takie bajkowe zwieńczenia miłosnych relacji oraz kwieciste słownictwo są dość typowe. Tego zresztą czytelnik romansu oczekuje. Poza tym przede wszystkim wypada docenić, że w powieści ładnie i bardzo prawdziwie pokazano rozmaite inne relacje, np. rodzinne, miłość między siostrami czy miłość rodzicielską oraz przyjaźnie, które zawiązują się między postaciami. Piękną i wzruszającą bohaterką jest staruszka Annemarie - opis jej starości, wspomnień, ale także umiejętności cieszenia się życiem u jego schyłku są bardzo ujmujące, podobnie jak jej pełna czułości i troski zażyłość z Agnieszką. Ciekawą relacją była też znajomość Agnieszki z Jeroenem, poznawczo chyba jest to najbardziej interesująca i nieszablonowa znajomość o romantycznym charakterze w całym utworze. Dużo się z niej dzieje. Przeszłość obojga ma wpływ na rozwój tej znajomości, są dokładne opisy emocji, wahań dziewczyny, są trudne decyzje, nie zawsze  do końca w porządku zachowania, ale to jest taki bardzo "ludzki" i prawdziwy opis znajomości dwojga ludzi, którzy po wstępnym oczarowaniu muszą sprostać skomplikowanej rzeczywistości. Pomysł na ten wątek był w ogóle oryginalny i trudny, ale też świetnie przez autorkę poprowadzony. W ogóle "Do jutra a Amsterdamie" obfituje w niebanalne opisy relacji, a z perspektywy całości utworu można powiedzieć, że jest to także powieść pełna pozytywnych wartości, nie tylko rodzinnych, ale też bardziej uniwersalnych. Przekonuje ona, że rodzina jest ważna, ale też przyjaźń i pomaganie obcym ludziom mają wielkie znacznie. Autorka wskazuje w swoim utworze, że bycie dobrym dla innych, bycie tolerancyjnym, życzliwym ma wielką wartość, że bycie lojalnymi i uczciwym czy podejmowanie starań na rzecz innych ludzi to są rzeczy bardzo istotne, które wpływają nie tylko na bohaterów, ale także na świat, w którym żyją. Dzięki "Do jutra w Amsterdamie" można się przekonać, że bycie szczerym jest trudne, ale niezwykle cenne, że walka o samorealizację, wiara w siebie, odwaga, by pokonywać przeszłość i wątpliwości, by cieszyć się życiem to są sprawy nie do przeceniania. Pod tym względem, czyli na płaszczyźnie wartości i emocji powieść Agnieszki Zakrzewskiej ma duży pozytywny ładunek i chyba dlatego kończyłam ją z żalem, bo to był dobry świat, zamieszkany przez wartościowych ludzi. 

I jeszcze rzecz osobista. "Do jutra w Amsterdamie" jest bardzo wciągającą historią o życiu w Niderlandach - o języku, zwyczajach, pogodzie, mentalności, postawach ludzi, nawet o mechanizmach działania urzędów, potrawach, przyrodzie czy elementach historii. Mam do tego kraju wielki sentyment, zdarzyło mi się w nim pomieszkiwać i na tej podstawie oceniam utwór Agnieszki Zakrzewskiej jako bardzo rzetelny i współgrający z moimi obserwacjami i wspomnieniami. Holandia to kraj intrygujący. Co więcej wszelkie informacje są bardzo płynnie i nienachalnie wlane w narrację i dialogi, co umożliwia czytelnikowi bardzo naturalne i naprawdę interesujące poznawanie tego kraju oraz jego kultury i obyczajowości poprzez towarzyszenie głównej bohaterce w jej osobistym odkrywaniu Niderlandów. Jeśli ktoś się wybiera do Holandii, powieść Zakrzewskiej będzie dla niego miłym wprowadzeniem, a jeśli ktoś już tam był - źródłem fajnych wspomnień. Ludzie tam naprawdę ładnie żyją, jakoś spokojniej i pogodniej niż my w Polsce, chociaż znacznie częściej  pada tam deszcz.

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję autorce Agnieszce Zakrzewskiej oraz organizatorce book tour Ewelinie Kwiatkowskiej-Tabaczyńskiej, czyli Ewelce ;)








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz