byłam dziś z dziewczynami w kinie, film w sumie nieważny... słaby i zupełnie nigdzie nie zaskakuje, nigdzie nie wciąga w akcję, a przecież poprzednie części były tak... błyskotliwe, z tego "dzieła" zapamiętam tylko mocno nienaturalną twarz Sandry Bullock, która coraz mocniej przypomina Michaela Jacksona, a coraz mniej pełną naturalnego wdzięku kobietę, którą kiedyś była, nie mogłam się skupić na filmie, jak tylko się pojawiała, bo nieustannie miałam poczucie obcowania z kosmitą (zupełnie jak w "Man in black" czekałam kiedy z tego udającego istotę ludzką kostiumu coś wypełznie) lub lalką udająca żywego człowieka - WSZYSTKO TO JEDNAK NIEWAŻNE, bo liczą się inne okoliczności, dobrze, że mogłyśmy pogadać, bo jakoś tak czarne chmury się nad nami kłębią, nad każdą inne, ale o cudzych mówić mi nie wypada, więc co do tych zachmurzeń nade mną.... podsumujmy, bo mam ostatnio małe wielkie piekło w głowie, po prostu mam taka wielką złość, która mi kipi i wrze podbijana przez jakieś irytujące prawo serii... rzecz upierdliwa: szwankuje mi zdrowie, coś jest nie tak, nie wiem co, ale coś mnie żre, no ale nic to, będę temu zaradzać, może nie umrę tak od razu, do tego ulubiony pierwszy były mąż majaczy groźnie w tle aż trudno go nie zauważać i samo to mnie czasami zagotowuje, i... wisienka na torcie: niezbicie okazuje się, że pewna istotna osoba w mojej pracy jest (a mówię to po wielu cierpliwych obserwacjach i kalkulacjach i staraniach, by nie przeszarżować i nie być niesprawiedliwą)... hm.... chciałabym powiedzieć małym człowiekiem, chciałabym powiedzieć niedojrzałym leniem o nienachalnej inteligencji, ale w świetle ostatnich działań no cóż.... istnieje duże ryzyko, że jest tylko i aż zwykłą tchórzliwą szują, po prostu małym śliskim skurwysynem, który chce, by czytać w jego myślach i ma pretensje, gdy się komuś nie udaje, który jest mistrzem spychologii, a sam nie robi i nie umie nic, literalnie NIC i który za plecami ludzi działa na ich szkodę, by zamachać im przed nosem swoją przewagą i kompleksami, więc jestem przygnębiona, bo wszystko we mnie chce się takiemu stanowi rzeczy przeciwstawić i nie powiem, żebym w pewnym zakresie już tego nie robiła, gdy mogę reagować, bo jestem obecna, bo coś mnie dotyczy, to reaguję, ale tak wiele dzieje się za naszymi placami..., że często budzimy się z ręką w nocniku, dowiadujemy się za późno lub w sekrecie, którego bez cudzej szkody nie da się naruszyć, a czasem zwyczajnie mój protest to po prostu jest wołanie samotnego na puszczy, bo ludzie narzekają, ale przeciwstawić się nie chcą lub boją, lub w gruncie rzeczy mają to gdzieś, a mnie to organicznie przeszkadza, bo przecież trzeba się nie zgadzać na podłe zachowanie, bo inaczej jest się bezradnym, a czasem współwinnym, bo... no tak nie można no.... ;
kosmici i lalki.. a gdzie są zwykli przyzwoici ludzie, co "mają tak za tak, a nie za nie", gdzie są żywe istoty, które widzą, zauważają i wyrażają niezgodę? nagle jest ich strasznie mało wokół mnie i nie umiem się z tym pogodzić, może to jest w cholerę naiwne, ale nie umiem, zamknąć też się nie umiem i wiadomo, jak się to musi skończyć, nie bez powodu bohaterowie jako pierwsi giną na wojnie, co poniekąd tłumaczy, czemu jest ich coraz mniej w populacji... - złoszczę się, więc może to był dobry film ten "Ocean`s 8", tylko przez te czarne chmury nie umiałam tego zobaczyć, w sumie nie wiem i nie ma to dla mnie znaczenia;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz