tuż koło mojego bloku jest stary poniemiecki dom z drobnej cegły, mieszkańcy ciągle coś koło niego robią, a to w ogródku, a to dachówki wymieniają, a to cegiełki odczyszczą lub okna wymieniają na poddaszu, wyobrażam sobie, że jest to kosztowne i uciążliwe, ale pewnie koniecznie, dom jednak wygląda konsekwentnie niechlujnie i zwyczajnie brzydko; często wyobrażam sobie, że kiedyś był prawdopodobnie bardzo ładny, a może i nawet mógłby znowu taki być, po prostu teraz nie jest, bo te rozliczne działania porządkowo-upiększające są albo niewystarczające, albo tkwi w nich chaos i błąd; z balkonu widzę cały ten dom z góry łącznie z ogródkiem, w cichsze dni słyszę spory mieszkańców, zwłaszcza jedną wyjątkowo jazgotliwą kobietę, która w zasadzie cały czas jest z czegoś niezadowolona i bynajmniej nie zachowuje ani fragmentu tego niezadowolenia dla siebie... jakiś mężczyzna czasami daremnie ją ucisza - oto cały klimat domu, obok którego upływa moje życie... a dziś na przerdzewiałym ogrodzeniu broniącym tylko mocno umownie wstępu na tę fascynującą posesję znalazłam piękną rękawiczkę, która niespodziewanie i nagle użyczyła swego kolorowego blasku całemu otoczeniu i teraz mam już prawie pewność, że raczej nigdy nie będzie już koło tego domu ładniej niż teraz, właśnie z tą rękawiczką na zielonym płocie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz