Chronologicznie "Mock. Pojedynek" to pierwsza część przygód detektywa, ale de facto - jeśli brać pod uwagę kolejność pisania - jest to tom 8 i nie sposób nie uznać go za swego rodzaju prezent dla fanów serii oraz postaci Eberharda Mocka.
Mocka ma w tej powieści lat dwadzieścia kilka, jest zatem młody i nie myśli jeszcze nawet o karierze w policji, studiuje filozofię na wrocławskim uniwersytecie i marzy o karierze naukowej lub nauczycielskiej, co dla syna ubogiego szewca z Wałbrzycha byłoby niesłychaną nobilitacją i awansem społecznym. Tymczasem jako student bieduje, choć zrazem daje się poznać jako zdolny i obiecujący młodzieniec, do tego rzecz niezwykła - Mock w zasadzie nie pije alkoholu, choć w typowy dla niego sposób już ugania się za kobietami. Boryka się jednak z pewnym towarzyskim ostracyzmem, bo nie należy do żadnego bractwa studenckiego i jest zdeklarowanym przeciwnikiem pojedynków, które uważa za irracjonalny i bezsensowny zwyczaj rozwiązywania sporów. Tymczasem na uczelni trwa walka o władzę, wpływy i katedry... Zwolennicy eugeniki i jej przeciwnicy ścierają się w walce o umysły studentów. Kiedy w niejasnych okolicznościach ginie sprowokowany do pojedynku, uwielbiany wykładowca doktor Adler, który miał objąć katedrę Wydziału Filozofii, jego przyjaciel, profesor Nolan zwraca uwagę na przenikliwego i trzymającego się na uboczu Mocka. Obiecując mu asystenturę oraz pomoc w karierze, wciąga go do detektywistycznego śledztwa w sprawie śmieci Adlera. I tak, poprzez Nolana Mock poznaje Eugstera - swojego przyjaciela, duchowego ojca i mistrza, czyli detektywa, które uczy go wszystkiego, co w późniejszych czasach będzie dla Eberharda kluczowe.... pod wieloma względami relacja tej dwójki jest niezwykle urokliwa i wzruszająca. I wiele się w tej powieści dzieje, jest wiele scen, które pozwalają zrozumieć Mocka z kolejnych części serii. Bohater przeżywa pierwszą miłość, walczy zawzięcie ze swoim osobistym wrogiem, buntuje się przeciwko ojcu, prowadzi pierwsze śledztwo i poznaje mało etyczną, ale skuteczną sztukę brania ludzi w imadło..... Staje się powoli Mockiem, którego znamy, ale już samo śledzenie tego procesu jest fascynujące.
Poza tym "Mock. Pojedynek" jest powieścią bardziej obyczajową niż kryminalną, a przez to mniej noir, mniej mroczną niż inne części serii, nie jest to jednak z mojej strony zarzut. Myślę, że utwór, który pokazuje swego rodzaju genezę Mocka musi taki być, musi stworzyć bogaty obyczajowy kontekst, aby ukazać przeminę, czy raczej dojrzewanie i dorastanie bohatera. Świat wrocławskiej uczelni to nie tylko rywalizujące ze sobą bractwa i pojedynki umownie uznawane przez policję za samobójstwa, to przede wszystkim biblioteki, ćwiczenia z tekstami, liczne wykłady i błyskotliwe polemiki profesorów, którzy stanowią społeczną elitę. Istotne jest także całe pozauczelniane życie studentów pochodzących z różnych narodowości oraz - rzecz nadal egzotyczna - losy pierwszych studentek, które muszą radzić sobie w tym mocno męskim świecie. Do tego Breslau ukazane jest tym razem głównie od strony sal wykładowych, od strony szkół i uniwersytetów oraz pięknych mieszkań wykładowców i biednych lub bardziej zasobnych stancji studenckich, od strony restauracji i skromniejszych knajp, w których spotykają się młodzi, od strony lasków, w których trwają pojedynki o honor... Oczywiście jest również intryga kryminalna i jest śledztwo, prowadzone początkowo przez Eugstera, ale później przejęte przez Mocka, nie jest to intryga tak zawikłana jak w innych tomach serii, ale nie można też mówić o jej przewidywalności. Podział na Tych Dobrych i Tych Złych jest co prawda od początku utworu dość wyrazisty i pomimo kilku volt w zasadzie utrzymuje się przez całą powieść, lecz za to wątek sensacyjny rozrasta się w toku powieści, odsłaniając kolejne uwikłania postaci, co sprawia, że jest to wątek po prostu bardzo wciągający i nieoczywisty. Jak zawsze u Krajewskiego nie ma postaci zbędnych, nawet w epizodach, każda scena, każdy wątek i bohater są znaczące i stanowią składnik ostatecznych rozwiązań. Ciekawie wypadają też różne etyczne wątpliwości młodego Mocka, które towarzyszą jego dorastaniu do roli detektywa brudzącego sobie ręce w imię sprawiedliwości. Dość dokładnie widać też moment, w którym bohater stoi na rozdrożu i musi dokonać wyboru między karierą naukową a policyjną, ten wybór jest częściowo świadomy, a częściowo można mieć wrażenie, że wynika ze specyfiki osobowości Mocka i pozostaje w pewnym stopniu poza nim. Wszystko, co się dzieje, ludzie, których spotyka, nawet środowisko, z którego się przyszły detektyw wywodzi, ale przede wszystkim to, jak złożonym i pełnym sprzeczności człowiekiem jest Mock - WSZYSTKO prowadzi go do policyjnej kariery. Jako fanka powieści o Eberhardzie i Breslau czytałam ten świetnie napisany, choć przecież dość łagodny jak na serię o Mocku tom ze szczególną przyjemnością.
Poza tym "Mock. Pojedynek" jest powieścią bardziej obyczajową niż kryminalną, a przez to mniej noir, mniej mroczną niż inne części serii, nie jest to jednak z mojej strony zarzut. Myślę, że utwór, który pokazuje swego rodzaju genezę Mocka musi taki być, musi stworzyć bogaty obyczajowy kontekst, aby ukazać przeminę, czy raczej dojrzewanie i dorastanie bohatera. Świat wrocławskiej uczelni to nie tylko rywalizujące ze sobą bractwa i pojedynki umownie uznawane przez policję za samobójstwa, to przede wszystkim biblioteki, ćwiczenia z tekstami, liczne wykłady i błyskotliwe polemiki profesorów, którzy stanowią społeczną elitę. Istotne jest także całe pozauczelniane życie studentów pochodzących z różnych narodowości oraz - rzecz nadal egzotyczna - losy pierwszych studentek, które muszą radzić sobie w tym mocno męskim świecie. Do tego Breslau ukazane jest tym razem głównie od strony sal wykładowych, od strony szkół i uniwersytetów oraz pięknych mieszkań wykładowców i biednych lub bardziej zasobnych stancji studenckich, od strony restauracji i skromniejszych knajp, w których spotykają się młodzi, od strony lasków, w których trwają pojedynki o honor... Oczywiście jest również intryga kryminalna i jest śledztwo, prowadzone początkowo przez Eugstera, ale później przejęte przez Mocka, nie jest to intryga tak zawikłana jak w innych tomach serii, ale nie można też mówić o jej przewidywalności. Podział na Tych Dobrych i Tych Złych jest co prawda od początku utworu dość wyrazisty i pomimo kilku volt w zasadzie utrzymuje się przez całą powieść, lecz za to wątek sensacyjny rozrasta się w toku powieści, odsłaniając kolejne uwikłania postaci, co sprawia, że jest to wątek po prostu bardzo wciągający i nieoczywisty. Jak zawsze u Krajewskiego nie ma postaci zbędnych, nawet w epizodach, każda scena, każdy wątek i bohater są znaczące i stanowią składnik ostatecznych rozwiązań. Ciekawie wypadają też różne etyczne wątpliwości młodego Mocka, które towarzyszą jego dorastaniu do roli detektywa brudzącego sobie ręce w imię sprawiedliwości. Dość dokładnie widać też moment, w którym bohater stoi na rozdrożu i musi dokonać wyboru między karierą naukową a policyjną, ten wybór jest częściowo świadomy, a częściowo można mieć wrażenie, że wynika ze specyfiki osobowości Mocka i pozostaje w pewnym stopniu poza nim. Wszystko, co się dzieje, ludzie, których spotyka, nawet środowisko, z którego się przyszły detektyw wywodzi, ale przede wszystkim to, jak złożonym i pełnym sprzeczności człowiekiem jest Mock - WSZYSTKO prowadzi go do policyjnej kariery. Jako fanka powieści o Eberhardzie i Breslau czytałam ten świetnie napisany, choć przecież dość łagodny jak na serię o Mocku tom ze szczególną przyjemnością.
Marek Krajewskie "Mock. Pojedynek" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz